Panie, jeśli wybieracie się do Paryża w spodniach musicie złożyć wniosek o pozwolenia na wjazd do miasta w portkach. Poważnie.
Senator Maryvonne Blondyn z Partii Socjalistycznej złożyła właśnie we francuskim senacie wniosek o zniesienie zakazu noszenia spodni przez Francuzki. Prace nad wnioskiem rozpoczną się we wrześniu. Wiadomość z pełną powagą podał dziennik „Le Figaro”. I też nie ma się z czego śmiać, bo sprawa jest poważna. Socjalistka odkryła bowiem, że we Francji nadal obowiązuje osiemnastowieczne prawo. Chodzi o przepis z 26 brumera roku IX (17 listopada 1799 r.) nakazujący mieszkankom Paryża chodzenie w spódnicach. W świetle zapisów sprzed dwóch wieków każda paryżanka chcąca paradować na ulicach stolicy w spodniach powinna złożyć wniosek na policję z załączonym medycznym uzasadnieniem „przykrycia nóg spodniami”. „Odkryłam ten zapis niedawno z ogromnym zaskoczeniem – tłumaczy na łamach francuskiego dziennika senatorka Blondyn – trzeba go formalnie znieść, przeciwnie mogą posypać się kary. Mamy prawo do wolności”.
Zakaz noszenia spodni był odpowiedzią na powstanie kobiecego Ruchu „bez portek” w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Jak się okazuje nie zniósł go nawet zapis o równości praw między kobietami i mężczyznami z konstytucji z 1946 r. (art. 3 preambuły). O zniesienie zakazu noszenia spodni ponoć kilkakrotnie wnosiły różne deputowane. Ostatnio w 2004 i 2010 roku. Nikt sprawy nie traktował poważnie. Tym razem socjalistka uparła się, że nie popuści.
Przy okazji, warto dodać, że dopiero od 1980 r. deputowane francuskie mają prawo brać udział w obradach Zgromadzenia Narodowego i senatu w spodniach. Dotąd obowiązywały kostiumy ze spódnicą do lub lekko za kolana. Jedna z parlamentarzystek walczyła o „wolność spodni” przez dwie kadencje. „Jeśli irytuje i zawstydza szanowne koleżanki i kolegów mój ubiór – argumentowała Edgar Faure ostentacyjnie stojąc w spodniach – to chętnie w najdrobniejszych detalach je teraz z siebie zedrę”.
Joanna Bątkiewicz-Brożek