Przy pomocy specjalnego wozu i sprzętu alpinistycznego strażacy ściągali we wtorek ludzi z Diabelskiego Młyna - największej karuzeli w Wesołym Miasteczku w Chorzowie. Była to symulowana akcja, a wśród "ocalonych" znaleźli się członkowie kabaretu Łowcy.B.
Według scenariusza ćwiczeń, Diabelski Młyn, zwany też Gwiazdą Dużą, odmówił posłuszeństwa. Na wysokości czterdziestu metrów w gondolach uwięzionych zostało kilka osób. Gdy karuzela się zatrzymała, zaczęli wzywać pomocy. Najgłośniej krzyczał podobno Mariusz Kałamaga z kabaretu Łowcy.B.
Na miejsce przyjechało pięć jednostek straży z Chorzowa i siedmiu strażaków z grupy ratownictwa wysokościowego z Radzionkowa. Chorzowscy strażacy za pomocą specjalnego wozu ratowali ludzi uwięzionych po jednej stronie karuzeli, ci z Radzionkowa przeprowadzili akcję z użyciem sprzętu alpinistycznego.
"Gwiazda Duża to bardzo ciekawy obiekt. Postanowiliśmy całą akcję poprowadzić od początku do końca z wykorzystaniem metod alpinistycznych. Nie używaliśmy na żadnym etapie np. wozu strażackiego. Dlatego trochę to trwało" - powiedział dowódca grupy z Radzionkowa, Janusz Przybylski.
Kiedy strażacy z Radzionkowa dotarli do poszkodowanych, najpierw sprawdzili ich stan psychofizyczny. Gdyby zaszła taka konieczność, udzieliliby pierwszej pomocy. Tym razem wystarczyło wsparcie psychiczne i odpowiednia asekuracja. Wszyscy bez problemów zostali odtransportowani na ziemię.
Część osób wróciła na ziemię dzięki specjalnemu wozowi bojowemu, którego wysięgnik osiąga długość 66 metrów. "Dziś ratowaliśmy ludzi na wysokości 40 metrów. Ta wysokość odpowiada 14. piętru w bloku" - wyjaśnił rzecznik chorzowskiej straży pożarnej, Arkadiusz Labocha.
Uwięzieni musieli pod asekuracją wysiąść z gondoli i wejść do specjalnego kosza. Wszyscy uwięzieni byli na tyle opanowani, że także ta część akcji przebiegła bez zakłóceń.
"Oczywiście trochę się niepokoiłam, ale wiedziałam, że będą nas ratować profesjonaliści, więc spokojnie czekaliśmy na ratunek" - powiedziała Martyna Dziugieł z Rudy Śląskiej, jedna z osób, które wygrały udział w akcji w konkursie.
"Trochę adrenaliny było, tym bardziej, że wysięgnik w pewnym momencie osiągnął wysokość 56 metrów, a tam u góry trochę buja. Ale bardzo się nie baliśmy, nawet pozwalaliśmy sobie na żarty. Widzieliśmy, że to ćwiczenia i że strażacy nad wszystkim czuwają" - powiedział Mariusz Kałamaga.