Skromne życzenia noworoczne

Nie pokładać nadziei w człowieku, ale nie tracić wiary w człowieka, któremu zaufał sam Bóg. Takie podejście z jednej strony pozwala uniknąć frustrujących rozczarowań, z drugiej - chroni przed alienacją i wrogością. Z trzeciej - buduje właściwy obraz nas samych. Może tego najbardziej powinniśmy sobie życzyć w 2025 roku?

„Chodzi o to, abyśmy dzisiaj, umacniając w duszy wiarę w Boga, mieli świadomość, że ta wiara ma jeszcze drugie oblicze: oblicze wiary w człowieka. Wiary w jego rozum, wiary w jego serce. Jeżeli uwierzymy w Boga, a nie uwierzymy w człowieka, nasza wiara będzie wiarą milczącą, wiarą, która ma nas tylko ocalić od zła, a nie ocali naszych braci. Będzie to wiara, która nas od świata oddali, a nie przywróci nas światu”. To fragment kazania ks. Józefa Tischnera z 1986 roku (cytat za: „Wiara ze słuchania. Kazania starosądeckie 1980-1992” wydane przez Wydawnictwo Znak). 

Zazwyczaj żyjemy po dwóch przeciwległych biegunach tego myślenia: albo pokładamy nadmierną nadzieję w ludziach, którzy nie mogą nam dać tego, czego oczekujemy, albo nie ufamy już nikomu. Tischner, pisząc o wierze w człowieka, chciał nie tylko przestrzec przed tą drugą skrajnością, ale z całą pewnością nie namawiał do tworzenia z człowieka bożka, w którym można złożyć swoją nadzieję. Wiara w człowieka nie jest ślepym zapatrzeniem w jego domniemane nadludzkie możliwości, ale wynika z wiary w Boga, który – znając najlepiej nasze ograniczenia i słabość – nie przestaje powierzać nam losów świata i Kościoła.

Co z tym robimy? Najczęściej – mylimy pojęcia i porządki. Szukamy zbawiciela Polski, świata i Kościoła zazwyczaj nie tam, gdzie należy go szukać. Wierzymy, że wybór najlepszego prezydenta USA uchroni świat przed moralną zapaścią i zapewni pokój; że wygrana „naszego” kandydata w kolejnych polskich wyborach zagwarantuje nam bezpieczeństwo, wolność i dobrobyt; że kolejne nominacje biskupie z automatu ożywią Kościół i rozwiążą wszystkie jego problemy… I w drugą stronę: nie ufamy już nikomu, nie uczestniczymy w wyborach, nie modlimy się o dobry wybór nowego biskupa, nie chcemy już słuchać siebie nawzajem. Często jest to po ludzku zrozumiałe: sytuacje, w których inni zawiedli, a może nawet zwiedli nas obietnicami, które okazały się pustymi deklaracjami, potrafią na lata, nieraz na zawsze, zamknąć w nas wszystkie drzwi, które dotąd były otwarte na rozmowę, współpracę, zaangażowanie.

Tyle że jedna i druga opcja – tworzenie z ludzi supermanów lub brak wiary w kogokolwiek – skazują nas na różne odmiany frustracji. Lekarstwem wydaje się taka wiara w człowieka, o której mówił Tischner. I o której mówią czytania, których będziemy słuchać w liturgii 1 stycznia. Zwłaszcza fragment z Listu do Galatów: „A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej”. Można pozbywać się złudzeń co do kondycji i możliwości największych bohaterów naszych nadziei – polityków, biskupów, współmałżonków, przyjaciół – ale ostatecznie każdy z nich jest córką i synem Boga. I choć w „realnym świecie” może to brzmieć jak ckliwe kazanie, to może warto u progu nowego roku dać się tej „ckliwości” ponieść. Ostatecznie to ona okazuje się najbardziej realistycznym podejściem do życia: nie buduje złudnej nadziei na człowieku, ale nie pozwala też pozbawić się wiary w to, co w człowieku najlepsze.

Skromne życzenia noworoczne

« 1 »

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.