Ile to czasem trzeba się natrudzić, żeby odzyskać pełne zaufanie salonu, które nieopacznie naruszyło się wcześniej wprawdzie niezbyt odważną, ale medialnie nagłośnioną krytyką premiera!
26.07.2011 09:52 GOSC.PL
Ceną, jaką musiał (a zapewne sam bardzo chciał) zapłacić za swą rehabilitację Zbigniew Hołdys, był wywiad z generałem Wojciechem Jaruzelskim, który przeprowadził dla najnowszego numeru "Wprost"
Popularny muzyk, całkiem nieźle dający sobie radę w roli felietonisty tego tygodnika, nie potrafił zmusić swego rozmówcę do najmniejszego wysiłku. Na jego usprawiedliwienie można dodać, że także wielu zawodowych dziennikarzy przyjmowało w trakcie wywiadów z Jaruzelskim ugrzecznioną postawę, od początku pozwalając mu na przejęcie inicjatywy i snucie swojej, jakże dobrze nam już znanej, a kompletnie zafałszowanej wizji najnowszej historii Polski.
Hołdys zrobił dokładnie to samo: nie zadawał choćby trochę kłopotliwych pytań, aby nie denerować generała, nie odwoływał się do innej interpetacji faktów niż jego interlokutor (pewnie ich nie znał), nie polemizował z nim w żadnej sprawie. Im dłużej trwał wywiad, tym bardziej wysłannik "Wprost" przypominał stojak do mikrofonu.
Podwójne zadanie wykonał więc perfekcyjnie: po raz kolejny pozwolił Jaruzelskiemu na przedstawienie się w roli zbawcy narodu, a przy okazji zmył z siebie odium niepokornego artysty, który ośmielił się powiedzieć parę nieprzychylnych słów o premierze Tusku i musiał to spektakularnie odpokutować.
Jerzy Bukowski