W piątkowym zamachu w Norwegii zginęło 76 osób, a nie 93 - poinformowała w poniedziałek policja. Bilans ten może jednak jeszcze wzrosnąć. Według prokuratury sprawca wydaje się obojętny i jest przygotowany na to, że może spędzić całe życie w więzieniu.
Jak powiedział przedstawiciel policji Oeystein Maeland, na wyspie Utoya, gdzie odbywał się obóz młodzieżówki Partii Pracy, zastrzelonych zostało 68 osób, a nie 86, jak podawano wcześniej. W ataku bombowym w Oslo śmierć poniosło osiem osób. Wcześniejszy bilans mówił o siedmiu ofiarach.
"Liczba ta może jednak jeszcze wzrosnąć" - dodał. Wyjaśnił, że wciąż trwają poszukiwania ciał. Nie powiedział jednak, ile osób nadal uznaje się za zaginione.
"W piątek po południu na wyspie panował chaos. Policja musiała koncentrować się na pomocy rannym (...), więc możliwe jest, że niektóre ciała policzono kilkakrotnie" - tłumaczył Maeland.
Policja nie wykluczyła także, iż Anders Behring Breivik mógł mieć wspólników. "Nie możemy całkowicie wykluczyć, że inne osoby mogły być zaangażowane w to, co się stało" - powiedział prokurator Christian Hatlo, pytany dziennikarzy o inne "komórki" w organizacji Breivika.
Po poniedziałkowym przesłuchaniu Norwega sędzia powiedział, że 32-latek "złożył oświadczenia, które wymagają dalszego śledztwa, m.in. takie, że +są dwie komórki w naszej organizacji+". Sędzia nie podał żadnych szczegółów. Wcześniej policji i swojemu adwokatowi Breivik mówił, że działał sam.
Według prokuratury, sprawca masakry nie wydaje się dotknięty tym, co się stało. Podczas przesłuchań był spokojny. "Powiedział, że jest przygotowany na to, iż może spędzić całe życie w więzieniu" - poinformował Hatlo.
Zgodnie z norweskim prawem, Breivikowi grozi 21 lat pozbawienia wolności.