Mała Łotwa zdobyła się na obywatelską postawę i pogoniła swoich parlamentarzystów, którzy nie chcieli uchylić immunitetu jednemu z nich, oskarżonemu o korupcję na wielką skalę.
W referendum w którym wzięło udział ponad 44 proc. obywateli Łotwy, ponad 94 proc. opowiedziało się za natychmiastowym rozwiązaniem jednoizbowego parlamentu. Nowe wybory odbędą się we wrześniu. To także sukces poprzedniego prezydenta Łotwy, Valdisa Zatlersa, który zainicjował referendum, choć stracił przez to szanse na reelekcję, gdyż uczynił to na krótko przed wyborami, a to właśnie parlament, któremu chciał skrócić kadencje, miał zdecydować, kto będzie nowym prezydentem Łotwy.
Teraz Zatlers zabiega o rozszerzenie kompetencji prezydenckich oraz chce doprowadzić do tego, aby przyszły prezydent był wybierany w wyborach powszechnych. Pogrążeni od kilku lat w apatii i poważnym kryzysie ekonomicznym Łotysze, obudzili się i całej swojej klasie politycznej pokazali czerwoną kartkę. Jaki będzie skład nowego, wybranego jesienią parlamentu trudno przewidzieć, ale mówi się o poważnych przetasowaniach na łotewskiej scenie politycznej.
O łotewskiej lekcji warto pamiętać, gdy myśli się o jesiennych wyborach w Polsce, które mogą być kolejną szansą dla polskiej demokracji. Zwłaszcza że wyrok Trybunału Konstytucyjnego utrzymał jednomandatowe wybory do senatu, co daje szansę kandydatom spoza układu dominujących od lat partii politycznych. Obywatelska aktywność zawsze stwarza możliwość rozbicia starych, niewydolnych układów politycznych i takie jest najważniejsze przesłanie łotewskiego referendum.
Andrzej Grajewski