Widok z trybuny na Polskę

Jak pisał Hornby – futbol ma wielką wartość metaforyczną i wiele mówi o naszym życiu i kulturze.

Jedna z moich ulubionych książek piłkarskich to „Futbolowa gorączka” Nicka Hornby’ego. Ja też mógłbym całe swe życie zilustrować futbolowymi wspomnieniami. Tak jak Hornby uważam, że piłka nożna może nam „oferować rozmaite informacje o naszym życiu i kulturze”. Też jestem „przekonany o metaforycznej wartości futbolu” i (szczególnie w życiu prywatnym) „wprowadzam go do rozmów, w których brak dla niego miejsca”. A i w sprawach politycznych zawsze lubiłem powtarzać maksymę trenera Górskiego, że „tak się gra, jak przeciwnik pozwala”. Dla mnie było to po prostu inne ujęcie wyznania Mochnackiego, który – w czasach Hôtel Lambert i zbliżenia do emigracyjnego monarchizmu – tłumaczył, że „w rewolucji trzeba (było) być rewolucjonistą”.

Zupełnie jednak nie zgadzam się z Hornbym, że dolą kibica są głównie „gniew, wściekłość, niezadowolenie”. Już raczej tęsknota, gdy – tak jak teraz – runda lub sezon się kończy. Choć zdarzają się momenty, gdy teoria Hornby’ego się sprawdza. Na przykład w odniesieniu do reprezentacji Polski, przynajmniej ostatnio. Dla mnie mecze naszych reprezentantów to potwierdzenie obserwacji, że często Polacy pracujący u cudzoziemców nie bardzo szanują innych Polaków. Oby się to zmieniło!

Na szczęście jednak nie muszę się tym aż tak przejmować, skoro najważniejsze odniesienie moich piłkarskich uczuć to Polonia Warszawa. A latem i jesienią tego roku przeżyliśmy jedną z najbardziej niezwykłych rund. Najpierw były transfery. Ja czekałem szczególnie na İlkaya Durmuşa, byłego piłkarza Lechii Gdańsk, prawdziwego, choć nie zawsze skutecznego, artystę. Przez wiele dni przychodziły sprzeczne wieści: przyjdzie, nie przyjdzie… Konfederaci barscy też na Turka czekali i się nie doczekali. A my w końcu doczekaliśmy się!

Potem jednak przyszły ciężkie tygodnie. Z pierwszych sześciu meczów przegraliśmy pięć (jeden zremisowaliśmy), zdobywając przez cały ten ponad miesiąc… jedną bramkę. W końcu nastąpiła zmiana trenera. Przyszedł Mariusz Pawlak, nasz były piłkarz, który ćwierć wieku temu z Polonią zdobywał mistrzostwo i Puchar Polski. I Czarne Koszule ruszyły w górę! Gdyby od początku grali tak jak w 13 meczach, począwszy od 7. kolejki, powinniśmy teraz zajmować trzecie miejsce w tabeli, z perspektywą pierwszego (i ewentualnie finałowego) meczu barażowego u siebie, na Konwiktorskiej. Ale i tak jesteśmy na 8. miejscu, 5 pkt. za strefą barażową, więc wszystko przed nami. Dodatkowo wyeliminowaliśmy obrońcę Pucharu Polski, Wisłę Kraków, i pod koniec lutego zagramy w ćwierćfinale tych rozgrywek.

Z pewnością wielka w tym zasługa prezesa klubu, Grégoire’a Nitot. On rzeczywiście uratował Polonię, gdy groził nam spadek do IV ligi, doprowadził do dwóch awansów – do II i do I ligi – i przywrócił Czarnym Koszulom miejsce w ogólnokrajowej piłce. Z pewnością kocha drużynę. A klub? Nasz zmarły prezes Jerzy Piekarzewski (żegnałem go w tym miejscu jakiś czas temu) uważał, że nowy prezes jeszcze nie czuje Polonii, naszej wielkiej tradycji.

Pewnie dlatego na początku sezonu przeżyliśmy przykry konflikt prezesa z kibicami. Jeden z nich przyniósł na stadion mały baner „Strefa wolna od LGBT”. Nie jestem zachwycony tym hasłem, które stało się głośniejsze niż odrzucenie 18 lat temu przez Sejm RP wprowadzania języka rewolucji homoseksualnej do prawa europejskiego. Tamta rezolucja miała nośność ustrojową, samo hasło – jedynie emocjonalną. Ale przecież każdy zorientowany wie, że nie oznacza wykluczenia kogokolwiek, tylko obronę szkół przed propagandą gender! Wykluczenie, najzupełniej realne, dotknęło jedynie biednego kibica. W imię Praw LGBT dostał dwuletni zakaz wstępu na stadion. Znajomy dyplomata, zaprzysięgły kibic Czarnych Koszul, powiedział, że jego noga nie postanie na trybunie – póki pokrzywdzony chłopak nie wróci na Konwiktorską. Świetnie zareagowali kibice. Wydali publiczne oświadczenie, w którym poinformowali prezesa, że „nie dadzą się zastraszyć”, że oczywistym obowiązkiem społecznym jest „ochrona naszych dzieci i dbanie o los przyszłych pokoleń Polek i Polaków”, i przypomnieli prezesowi „wspaniałą patriotyczną historię” klubu. A przede wszystkim 18, 37, 54 i 72 art. Konstytucji RP!

Takie właśnie jest współczesne społeczeństwo. Kibice więcej rozumieją z życia publicznego niż kapitaliści, których stać na kupno klubów. Może jednak z czasem i prezes czegoś się nauczy od swych kibiców. Bo kibicując, można naprawdę dużo się dowiedzieć – o Polsce i o świecie, w którym żyjemy.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marek Jurek