Epoka „religii Kanta” się kończy. Tylko więc autentyczna wiara w żywego Boga może stać się alternatywą dla ateizmu.
17.12.2024 13:02 GOSC.PL
Za czasów komuny słyszałem gdzieś następujący dowcip: Polacy są narodem głęboko filozoficznym. Dlaczego? Bo żyją Kantem (czytaj: kantem) i Nietzschem (czytaj: niczem). Rzeczywiście, wymowa nazwisk tych wielkich filozofów oddawała istotę życia PRL-u: bez kantów nie dało się niczym zapełnić lodówki. Jednak nie tylko wymowa nazwisk obu filozofów jest ważna. Wpłynęli oni, bezpośrednio lub pośrednio, na sposób myślenia wielu Europejczyków, w tym Polaków. A ten wpływ w pewnym sensie trwa do chwili obecnej. Dlatego warto o nich pisać i dyskutować. Dziś – o Kancie. A to z tego powodu, że w tym roku minęło 300 lat od jego urodzin. Pod koniec roku odrabiam więc zaległości. Pisałem o św. Tomaszu (prawdopodobnie 800. rocznica urodzin i 750. rocznica śmierci), a teraz piszę o Kancie. Nietzsche, który „obchodził” w tym roku dopiero 180. urodziny, może jeszcze poczekać.
Przeciętny Polak, który na studiach zetknął się z filozofią lub jej historią, z pewnością pamięta Kanta. I, jak przypuszczam, pamięta (poza mniej lub bardziej prawdziwymi ciekawostkami z jego życia) trzy tezy Kantowskiej filozofii. Pierwsza: nie poznajemy rzeczy takimi, jakimi są same w sobie, ale poznajemy rzeczy takimi, jakimi widzą (formują) je nasze zmysły i rozumie (kategoryzuje) nasz intelekt. Druga: w naszym postępowaniu powinniśmy się bezwzględnie kierować zasadą, że należy traktować każdego człowieka zawsze jako cel, a nigdy tylko jako środek. Trzecia: żaden z dowodów na istnienie Boga nie jest skuteczny, czyli nie wiemy, czy On istnieje. Do tych tez dodajmy jeszcze dwie. Czwarta: bez wiary w Boga nie sposób zaangażować się w życie moralne. Piąta: chrześcijaństwo jest tylko obrazowym i niedoskonałym wyrazem jedynej dopuszczalnej religii człowieka oświeconego, to jest moralnej religii rozumu.
Co myślę o tych tezach? Pierwsza jest przedmiotem sporu, który będzie trwał do końca świata. Druga i czwarta są prawdziwe i są bliskie każdemu chrześcijaninowi. (Notabene, były one fundamentem filozofii Karola Wojtyły). Natomiast tezy trzecia i piąta są fałszywe. Tak fałszywe, jak fałszywa jest opowieść, że Immanuel Kant nigdy nie opuszczał Królewca. W rzeczywistości, Kant lubił przechadzki lub przejażdżki w okolicach Królewca (w promieniu – jak podają dociekliwi biografowie – od 15 do 45 km od tego pruskiego miasta), a raz nawet przebywał jako nauczyciel domowy w posiadłości oddalonej o 145 km od miejsca swego stałego pobytu.
Nie będę tu rozwijał kwestii tzw. dowodów na istnienie Boga. Zainteresowanych odsyłam do pierwszych trzech rozdziałów mej ostatniej książki „Bóg na logikę. Dwanaście rozmów o wierze w zasięgu rozumu” (którą niedawno, wraz z Piotrem Sachą, wydaliśmy w Instytucie Gość Media). Wystarczy tu powiedzieć, że właśnie rozwój logiki – chodzi tu o tzw. logikę modalną – obalił główny zarzut Kanta przeciw najsłynniejszemu dowodowi na istnienie Boga, tzw. dowodowi ontologicznemu. Krytykowany przez Kanta argument mówił, że nie da się pomyśleć Boga, czyli bytu absolutnie niezależnego i doskonałego, bez istnienia. Współczesny argument modalny nie wikła się w dyskusje na temat osobliwości pojęcia istnienia. Zamiast nich stwierdza po prostu, że ktokolwiek spójnie operuje pojęciem Boga, nie może konsekwentnie pomyśleć żadnego możliwego świata, w którym Boga nie ma. Nie jest bowiem w stanie podać żadnego czynnika, który Boga wyklucza, ani nie jest w stanie wyjaśnić, jak Boskie przymioty, takie jak wszechmoc, mogłyby swym zasięgiem omijać jakikolwiek możliwy lub aktualny (czyli nasz) świat.
Pozostaje nam ostatnia fałszywa teza Kanta: chrześcijaństwo jest tylko moralnym obrazem. O co w niej chodzi? Kant był deistą. Znaczy to, że choć wierzył w Boga, to nie wierzył w jego specjalne działania w świecie, takie jak objawienia, cuda, odpowiadanie na modlitwy. Dla niego chrześcijaństwo nie pochodziło bezpośrednio od Boga. Jedynej dopuszczalnej dla oświeconego człowieka religii należy więc szukać nie w chrześcijaństwie ani w jakiejkolwiek religii historycznej, której wpływy są ograniczone „warunkami czasu i miejsca”. Jedyną dopuszczalną religią jest moralna religia rozumu – religia rozumiana jako sposób życia, w którym moralne obowiązki (dyktowane przez rozum) traktuje się jako Boże nakazy. Czym w takim razie jest chrześcijaństwo? Jest wyrazem lub obrazem takiej religii. Obrazem, który powinien być krzewiony, gdyż pomaga wielu ludziom być dobrymi. W takim razie moralność jest uniwersalną istotą chrześcijaństwa. Wszystko inne jest w nim (dla dojrzałego deisty) drugorzędne, a może nawet i nieprawdziwe lub nieważne.
Sądzę, że powyższy lub podobny sposób myślenia zakorzenił się w wielu kręgach elit europejskich właśnie od czasów, w których Kant opracowywał i głosił swe poglądy. Ten sposób myślenia przeniknął także dusze wielu chrześcijan. Krypto-deizm, który sugeruje, by nie traktować wiary zbyt dosłownie lub by widzieć w niej jedynie (historycznie względną) podpórkę moralności czy zbiorowego poczucia sensu, był i jest popularny. Popularność jednak nie oznacza prawdziwości. Jest ona tylko dowodem na to, że europejscy racjonaliści wierzą co najwyżej w Boga skrojonego na modłę ich rozumu. Jednak jeśli Bóg istnieje, to jest kimś radykalnie większym niż myślimy oraz może robić rzeczy, o których naszemu rozumowi się nie śniło. Bóg może naprawdę stać się człowiekiem, może naprawdę być wśród ludzi, może naprawdę sprawiać cuda, może naprawdę pozostawać z nami w sakramentach, może naprawdę odpowiadać na modlitwy. Kto twierdzi inaczej, nieroztropnie ogranicza moc Boga i przypisuje Bogu mniej niż zawiera Jego natura. I pozbawia się szansy poczucia bliskości Boga, otrzymania Jego pomocy i wzmocnienia, usłyszenia Jego Słowa.
I ostatnia sprawa. Zaryzykuję tezę, że epoka Kanta – a ściślej: epoka moralnej religii rozumu, która opanowała umysły wielu chrześcijan i post-chrześcijan – kończy się na naszych oczach. Jedni odrzucają taką religię, gdyż ich moralność staje się coraz swobodniejsza, co skutkuje tym, że nie potrzebują oni żadnej religii lub tym, że religia jawi się im jako zagrożenie dla ich wolności. Inni z kolei nie chcą religii, która opiera się na intelektualnych konstruktach, a nie daje faktycznego kontaktu z żywym Bogiem. Tak, epoka religii w stylu Kanta się kończy. Natomiast w epoce, która właśnie się staje, pozostają chyba tylko dwie autentyczne opcje: albo twardy ateizm, albo pełnokrwista religia, która jest odpowiedzią na wezwanie Boga. „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców [naszych] przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1, 1-2).
Jacek Wojtysiak Nauczyciel akademicki, profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Autor licznych artykułów i książek, w tym podręczników i innych tekstów popularyzujących filozofię. Stały felietonista portalu internetowego „Gościa Niedzielnego”. Z pasją debatuje o Bogu i religii z wierzącymi, poszukującymi i ateistami. Lubi wędrować po stronach Biblii i po ścieżkach Starego Gaju. Prywatnie: mąż Małgorzaty oraz ojciec Jonasza i Samuela. Ostatnio – wraz z Piotrem Sachą – opublikował książkę „Bóg na logikę. Rozmowy o wierze w zasięgu rozumu”.