O spotkaniu Chrystusa w najsłabszych, pomaganiu, które poszerza serca i wychodzeniu na krańce ludzkich doświadczeń rozmawiali w Krakowie s. Małgorzata Chmielewska i o. Tomasz Franc OP. Ich spotkanie odbyło się w ramach akcji charytatywnej „Ciacho za ciacho”, organizowanej przez Duszpasterstwo Akademickie Dominikanów „Beczka”.
Siostra Małgorzata Chmielewska jest związana ze Wspólnotą Chleb Życia w Polsce i pełni funkcję prezesa Fundacji Domy Wspólnoty Chleb Życia. Wspólnota prowadzi domy dla ludzi bezdomnych, starszych, chorych i matek z dziećmi, starając się stworzyć im miejsce do godnego życia i umożliwić powrót do społeczeństwa. Fundacja walczy też z barierami edukacyjnymi, na jakie napotykają dzieci i młodzież z ubogich rodzin, bezrobociem i wykluczeniem osób z niepełnosprawnościami.
Trzy adresy Jezusa
Na pytanie prowadzącego spotkanie Kacpra Bekera o to, dlaczego pomaga, siostra podkreślała, że nie tyle pomaga, co żyje razem z ludźmi, którzy trafiają do domów wspólnoty. – Dlaczego? Mówiąc żartem, dlatego że jest to czasami zabawne. Jednak przede wszystkim dlatego, że jest to wezwanie Chrystusa do jednoczenia świata i do spotykania Go w tych, którzy są najsłabsi, bo to oni są vipami w królestwie Bożym. Zawsze mówię, że Chrystus ma trzy adresy: Eucharystia, Kościół jako wspólnota i drugi człowiek – mówiła.
Ojciec Tomasz Franc OP, psycholog oraz psychoterapeuta pracujący m.in. na Oddziale Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic Szpitala Klinicznego im. Józefa Babińskiego w Krakowie, delegat prowincjała dominikanów ds. ochrony małoletnich i osób w duszpasterstwie, wyjaśniał, że lubi „zapełniać swoje życie czymś sensownym”. - Od początku, będąc w zakonie, szukałem takiego miejsca, w którym mógłbym być bliżej człowieka i dla mnie tym miejscem stała się rozmowa, spotkanie. Zakon zawsze kierował mnie w rejony odległe. Pracowałem długi czas w sektach, z ludźmi pogubionymi w wierze, ale też w manipulacji. Teraz pracuję ze skrzywdzonymi, a właściwie dla skrzywdzonych przez ludzi Kościoła, ale też z tymi, których spotykam w rozmównicy, w gabinecie – wyjaśniał. Jak dodał, zawsze go pasjonowało doświadczenie wychodzenia na krańce jako odpowiedź na wezwanie św. Dominika. „Krańce” przy tym nie mają tu znaczenia geograficznego, ale znaczenie „ludzkiego myślenia, przeżywania, doświadczenia życia tam, gdzie ktoś czuje się samotny i ta samotność go boli”.
Jak mądrze pomagać? ✱ rozmawiają s. Małgorzata Chmielewska i Tomasz Franc OPWewnętrzne motywacje
Rozmówcy zastanawiali się nad tym, czy możliwa jest pomoc bezinteresowna, bez oczekiwania gratyfikacji, choćby emocjonalnej lub w postaci szacunku społeczeństwa.
- Takie oczekiwanie jest bardzo istotne, ale staje się zabójcze wtedy, kiedy jest dla nas idolem, kiedy oczekujemy czegoś gratyfikującego i to staje się prześladowcze. Wtedy stajemy się więźniami tego oczekiwania – stwierdził o. Franc. Jego zdaniem, w pomaganiu należy dojrzewać do tego, by znaleźć wewnętrzną motywację. – Pomaganie powinno być dla nas gratyfikujące, jeśli porusza nas wewnętrznie i polepsza jakość naszego człowieczeństwa w obszarze emocji, historii życia, zasobów, nawet kompleksów – mówił. Jak podkreślał, pomaganie bez przyznania się do tego, że jest ono gratyfikujące wewnętrznie, prowadzi do szybkiego wypalenia.
- Jeśli nie mamy głębokiej motywacji pomagania, możemy zniszczyć człowieka, pozwolić, by doszła do głosu nasza żądza władzy nad słabszym – dodała siostra Chmielewska. Nie zgodziła się jednak ze stwierdzeniem, że nie ma czegoś takiego jak bezinteresowna pomoc. - To nieprawda. Bywa, że ta pomoc może się skończyć śmiercią, jak w przypadku św. Maksymiliana Kolbe. Ludzie, którzy w tej chwili jeżdżą, by pomagać potrzebującym na Ukrainie, ryzykują życie. Niektórzy giną – argumentowała. Przyznała przy tym, że do tego jest potrzebna wewnętrzna motywacja. - Bez niej albo się wypalimy, albo też przejdziemy w uzależnianie i poczucie wyższości w stosunku do tych ludzi, którym pomagamy. Albo też będziemy ich krzywdzić – przestrzegała.
Mądrze, czyli jak?
Odpowiadając na pytanie zawarte w temacie spotkania, które brzmi „Jak mądrze pomagać?”, siostra Chmielewska radziła, by nie stawiać ludzi w sytuacji, w której mogą poczuć się gorsi. - To, co nam się wydaje dobre, nie musi być koniecznie dobre i akceptowalne przez człowieka, któremu chcemy pomóc, na etapie, na którym się właśnie znajduje – tłumaczyła zgromadzonym w Auli św. Tomasza z Akwinu studentom. Apelowała o otwartość. - Nie chciejmy zmieniać świata i ludzi według naszych zasad, przyzwyczajeń, naszej kultury. Nam się wydaje, że ty będziesz szczęśliwy, jesli będziesz taki, jak ja. Recepta na szczęście jest dużo głębiej. Ona jest w Ewangelii, w prawdzie, w miłości, a nie w zewnętrznych sprawach – mówiła, dodając że błąd uszczęśliwiania innych według własnych wyobrażeń popełniają nie tylko pojedynczy ludzie, ale także całe systemy pomocy, między innymi pomoc społeczna.
– Ludzi trzeba słuchać. Człowiek głodny, uzależniony od alkoholu, będący na ulicy niekoniecznie będzie słuchał naszych pobożnych kazań i śpiewów. Trzeba zobaczyć, co w tym momencie będzie jemu potrzebne do tego, żeby chociaż przez chwilę poczuł się człowiekiem i dać mu szansę, żeby mógł obraz Boży w sobie - zniszczony, zamazany - odbudować – wyjaśniała szefowa Fundacji Domy Wspólnoty Chleb Życia, zastrzegając, że jest to proces wieloletni i nie zawsze kończy się sukcesem.
Ojciec Franc podkreślał znaczenie adekwatności pomagania, czyli właściwego rozpoznania tego, w jaki sposób możemy pomóc innym, a także oceny potrzeby, którą widzimy. - W Bożym miłosierdziu i w miłosierdziu ludzkim zobaczenie człowieka z jego historią, z jego doświadczeniem życia, z rozmową, z szacunkiem, jest bardziej pierwotne, chociaż tak samo niezbędne, jak chleb potrzebny do życia – dodał dominikanin.
- Nie każdy z nas będzie zakładał fundację czy jeździł z pomocą humanitarną, ale każdy z nas ma słowo, każdy z nas może mieć szacunek dla drugiego i każdy może odpowiedzieć adekwatnie do swoich możliwości, do potrzeby, którą widzi – mówił.
Przetłumaczyć człowieka na Chrystusa
Siostra Chmielewska dodała, że w pomaganiu ważne jest to, by zobaczyć człowieka, nawiązać z nim kontakt i poznać go, by móc mu towarzyszyć i wesprzeć. - Jeżeli to możliwe i zasadne, to materialnie, a jeżeli nie, to adekwatnie poznać dobro, które mamy możliwość zdziałać – stwierdziła.
Zdaniem o. Franca chodzi nie tyle o to, by poznać drugiego, bo człowiek jest tajemnicą, ale o to, by go „przetłumaczyć”. - Przetłumaczyć osobę na jej własny język, ale jednocześnie przetłumaczyć ją na oblicze Chrystusa – mówił, podając przykład św. Brata Alberta, który odnalazł swój wzorzec życia w pomocy bezdomnym. – Namalowany przez niego obraz „Ecce Homo” to właśnie „przetłumaczenie” bezdomnego na Chrystusa. To jest zadanie chrześcijanina: przetłumaczyć spotkaną osobę w swoim myśleniu, w swoim doświadczeniu na Chrystusa, zobaczyć Jego oblicze w drugim człowieku. To w różny sposób się dzieje, na różnych etapach, czasem się udaje, czasem się nie udaje, ale taki wysiłek tłumaczenia jest bardzo ważny – podkreślał.
Siostra Chmielewska podzieliła się inną metodą odkrywania godności drugiego człowieka. - Kiedy któryś z mieszkańców daje mi się we znaki, myślę sobie: a gdyby to był mój ojciec albo moja matka? Pewnie, że bym się zdenerwowała, bo jestem człowiekiem, ale bym już nie narzekała. Powtarzam naszym pracownikom i współpracownikom, którzy mają do czynienia we wszystkich naszych domach z ludźmi starszymi, chorymi, z zaburzeniami: jak już cię bardzo wnerwia, zwłaszcza starszy człowiek, pomyśl, gdyby to była twoja matka albo twój ojciec. A druga rzecz, którą powtarzam: nie jesteśmy bogami. Widzę młodych ludzi, którzy przychodzą do nas do pracy i po prostu dzień i noc ratują cały świat, a po pół roku się wypalają i znikają. Odpuść sobie, zostaw, idź do kina, do teatru. Nie uratujemy wszystkich żebrzących na rynku w Krakowie. Do tego służy modlitwa – wyjaśniała.
Świadkowie zmartwychwstania
- Warto też zobaczyć siebie w tej sytuacji. Postawcie się czasem w sytuacji braku czy niemocy. W jaki sposób na nią reagujemy? Czy to uplastycznia nasze wnętrze, czy poszerza nasze serce na wrażliwość? To jest pragmatyczna mądrość. Nie możemy się dać ponieść idei, musimy trzymać się „tu i teraz”, w kontekście realności: komu pomagamy, dlaczego i w jaki sposób – dodał o. Franc.
Rozmówcy zgodnie podkreślali ponadto, że w pomaganiu potrzebne są nie tylko doświadczenie i wyobraźnia miłosierdzia, ale także zdrowy rozsądek w nawiązywaniu bliższych relacji. - Tu nie chodzi o to, żeby się bać. Chodzi o to, żeby zachować zdrowy rozsądek – mówiła siostra Małgorzata.
Jej zdaniem, poczucie wspólnoty i sprawczości osób potrzebujących jest kluczowe dla ich poczucia godności i człowieczeństwa. Potwierdził to o. Franc z perspektywy doświadczenia pracy w oddziale zaburzeń osobowości. - Osoby trafiające tam mają głębokie doświadczenie cierpienia, ale to, co najbardziej jest tam leczące, to wzajemne relacje tych pacjentów, czyli społeczność terapeutyczna – dodał.
- Nie ma hierarchii w pomaganiu. Cokolwiek dajemy, napełnia serce, poszerza serce tego człowieka. Odpowiadamy na jego doświadczenia braku miłości, uwagi, troski, chleba, mieszkania, ale zawsze chodzi o serce poszerzone, a to zbliża do Pana Boga. Nie mówiłbym więc o hierarchii, ale o poszerzającej płaszczyźnie – tłumaczył dominikanin.
Siostra zauważała, że żadne zaangażowanie nie zwalnia nas z „konkretnego zaangażowania w miłosierdzie, które powinniśmy świadczyć w naszej rodzinie, wśród najbliższych i sąsiadów”. - Pomoc drugiemu człowiekowi niesie oczywiście czasami ogromną radość. Jesteśmy świadkami zmartwychwstania ludzi, którzy byli już kompletnie skreśleni przez siebie samych. Bezdomny człowiek nie ma poczucia własnej wartości i to jest podstawa, żeby mu to zbudować. Żyjemy z takimi ludźmi, ale jednocześnie, jak widzimy, że ktoś po jakimś czasie odzyskuje nie tylko poczucie własnej wartości, ale także zdrowie, wraca do społeczeństwa, nawiązuje kontakty z rodziną, to jest zmartwychwstanie – dzieliła się w imieniu członków Wspólnoty Chleb Życia.
Magdalena Dobrzyniak Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).