Życie stawia nam wciąż wiele pytań.
Życie stawia nam wciąż wiele pytań. Czasem ktoś taki jak Jan Chrzciciel, człowiek Boga, postawi nam pytanie, które wryje się na zawsze w nasz mózg i nasze serce. Jednego z moich przyjaciół, przy okazji udzielania sakramentu bierzmowania, ówczesny patriarcha Wenecji Albino Luciani zapytał: „A ty zamierzasz długo żyć?”. To pytanie pozostało w nim na dziesięciolecia, aż zrozumiał, że jedyna słuszna odpowiedź na nie może brzmieć: „Zamierzam żyć na wieki”. We mnie też tkwi, jak grot włóczni, pytanie, jakie zadał mi dawno temu pewien zakonnik: „Czy jest w tobie miłość Boga?”. Skuteczność przekazywania innym prawdy przejawia się w pytaniach, jakie ona budzi. Nie zapomnę efektu wywołanego kiedyś katechezą o świętości życia małżeńskiego, którą oparłem na tak zwanej teologii ciała św. Jana Pawła II. Podszedł do mnie pewien starszy pan i wypalił z żalem: „Czemu nikt mi o tym nie powiedział czterdzieści lat temu?”. O mocy i skuteczności przepowiadania Jana Chrzciciela nad rzeką Jordan świadczyły pytania, jakie budziły się w sercach urzędników, żołnierzy i pobożnych pielgrzymów: „Co mamy robić?”. Podobne pytania drążyły wyobraźnię słuchaczy wielkanocnego kerygmatu głoszonego przez Szymona Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy w Jerozolimie: „Co powinniśmy wykonać?” Piotr wówczas odpowiadał: „Uwierzcie w Boga i nawróćcie się!”. Błogosławione pytania, które ożywia w nas namaszczone Duchem Świętym słowo Boga.
Dzisiejsza nauka rozwija się w sposób oszałamiający, choć nie potrafi wyjaśnić kwestii najistotniejszych: Boga, sensu życia i przeznaczenia człowieka. A te pytania są decydujące. To one sprawiają, że jesteśmy ludźmi i wyrażają odczuwany przez nas głód sensu. Deprecjonowanie tych pytań upokarza odczuwaną przez nas wszystkich tęsknotę za „czymś więcej”. Odbiera nam radość. Potęguje samotność. Wzmacnia obawę przed tym, że nic nie znaczymy. Pozbawia ludzką wspólnotę serca, sprowadzając ją do zbioru rywalizujących pragnień, ograniczanych przez władze i zarządzanych przez ekspertów. Na koniec zaś wywołuje wewnętrzny niepokój, który zarazem pobudza i wyczerpuje.
Św. Bazyli wyjaśniał, że ludzka potrzeba szukania Boga – quaerere Deum – jest „gorącym pragnieniem, aby Mu się podobać”. Podoba się Bogu zaś ten, kto nie zadowala się życiem powierzchownym. Czasownik „szukać” oznacza nie tylko „podążać za czymś”, ale także „pytać, zadawać pytania”. Szukanie Boga oznacza niestrudzone „zadawanie właściwych pytań”, ponieważ to, co wiemy o Bogu na tej ziemi, nie chroni nas przed pokusą budowania własnego obrazu o Nim. Pytanie: „Czy Bóg, w którego wierzę i któremu powierzyłem swoje życie, jest Bogiem Jezusa Chrystusa, głoszonym przez Kościół i celebrowanym w liturgii?” pozostanie wciąż aktualnym niepokojem duszy. Szukanie Boga często jest naznaczone walką, cierpieniem, niezrozumieniem świata, a nawet wrażeniem biegania na próżno. Lecz nie można się tego wyrzec, ponieważ bez Chrystusa człowiek nie jest w stanie zrozumieć sensu swojego życia ani nie może osiągnąć celu, dla którego został stworzony. Na szczęście pojawiają się od czasu do czasu przed nami prorocy budzący niepokój i stawiający bezcenne pytania.
Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem