Paryska katedra nigdy nie była wyłącznie imponującym „muzeum pamiątek po chrześcijaństwie”. Teraz tym bardziej toczące się w niej życie duchowe ma szasnę wpłynąć na miliony odwiedzających świątynię.
08.12.2024 11:25 GOSC.PL
„Oby odrodzenie tego godnego podziwu kościoła było proroczym znakiem odnowy Kościoła we Francji”, napisał Franciszek w liście na otwarcie paryskiej katedry. Papież ma też świadomość, że siła oddziaływania Notre Dame nie ogranicza się tylko do samej Francji, gdy podkreśla, że świątynia „będzie wkrótce ponownie odwiedzana i podziwiana przez ogromne rzesze ludzi ze wszystkich środowisk, religii, języków i kultur, wielu z nich poszukujących absolutu i sensu swojego życia”.
Wiele lat temu, obserwując z bliska pielgrzymkę Benedykta XVI do Francji, spędziłem w paryskiej Notre Dame kilka długich godzin. Na własne oczy przekonałem się, że to nie tylko imponujące „muzeum pamiątek po chrześcijaństwie” dla milionów turystów, ale również miejsce, w którym toczy się głębokie życie duchowe. Tak, nie tylko „religijne”, ale właśnie duchowe - intrygujące i pociągające dla wszystkich, którzy znaleźli się tam tylko przez przypadek. Nie mam wątpliwości, że odnowiona i otwarta wczoraj ponownie katedra będzie pełnić tę ewangelizacyjną de facto misję z jeszcze większą mocą.
Wbrew obiegowej opinii, jakoby paryska świątynia była wyłącznie celem dla turystów, zainteresowanych tylko zaliczeniem jednej z obowiązkowych atrakcji w Paryżu (zresztą, jak właściwie zmierzyć, w jakim celu ktoś wchodzi do katedry, i czy nawet cel „tylko turystyczny” wyklucza działanie łaski, bazującej na zmysłach?), Notre Dame była i jest centrum życia liturgicznego i sakramentalnego. Na własne oczy widziałem, jak turyści zatrzymywali się przy pokojach widocznych przez szklane szyby, pełniących role konfesjonałów. Część z nich sama wchodziła do środka: na spowiedź lub tylko rozmowę z księdzem. – W ciągu trzech godzin dyżuru przyszło do mnie jakieś sześć osób – mówił mi wtedy ksiądz Norbert, paryżanin, który właśnie wychodził zza szklanych drzwi. Czy tych sześć osób to tylko „przypadkowi” turyści?
Nie inaczej jest z liturgią, która sprawowana była w tym miejscu zawsze z wielką dbałością. Wprawdzie na czas sprawowanej Eucharystii zawieszany jest ruch turystyczny, ale przecież wielu „przypadkowych” turystów zostawało w środku – niektórzy wiedzieli, w czym uczestniczą, inni pewnie po raz pierwszy w życiu widzieli i słyszeli to, co jest sercem katolickiego życia. Podobnie jest z niezwykłą dwugodzinną celebracją zwaną Vénération de la Sainte Couronne d’épines (Uczczenie Świętej Korony Cierniowej) – przed pożarem odbywała się w każdy pierwszy piątek miesiąca i w każdy piątek Wielkiego Postu o godzinie 15. Uczestniczyłem w tym wydarzeniu tylko jeden raz, ale pamiętam dobrze te obrazki: twarze wpatrzone w relikwiarz, łzy na policzkach całujących go osób, kolejka pątników, z których zachowania można wnioskować, że to dla nich przeżycie głęboko duchowe, wydawała się nie mieć końca. Ludzie przyjeżdżali tam z całej Francji, specjalnie na tę uroczystość: katolicy, prawosławni; robotnicy, studenci, urzędnicy, kadra menedżerska, ale też rodzina arystokratów spod Paryża. W tym czasie turyści, którzy nie chcieli wziąć czynnego udziału w uroczystości, patrzyli z boku, zza ogrodzenia, z zainteresowaniem, może czasem ze zdumieniem. I nawet jeśli przechodzą bez zrozumienia dla tego miejsca i jego znaczenia, robiąc setki fotek na potrzeby publikacji w social mediach, być może takie celebracje pozostawiają jakiś głębszy ślad. Bo każda liturgia i podobna jak Vénération celebracja prowadzona jest z niezwykłą dbałością o piękno: śpiewu, gestów, symboli. Wobec tego nie da się przejść obojętnie.
Patrząc wczoraj na uroczystość otwarcia katedry, z udziałem światowych przywódców, wiedziałem, że nie ma sensu zatrzymywać się na jej politycznym wymiarze. Ale też nie warto tego wymiaru ignorować: niezależnie od motywacji, deklaracji i osobistych przekonań wszystkich gości, to jednak imponujące, jak mimo ciągłych narzekań (czasem zasadnych, czasem nadgorliwych) na apostazję kultury zachodniej, jesteśmy ciągle świadkami, że ta sama kultura – szeroko rozumiana, w tym także polityczna – ostatecznie intuicyjnie wraca do tego, co jest źródłem prawdy, dobra i piękna. Pewnie ktoś powie, że to naiwne, bo prawodawstwo krajów, których przywódcy zasiedli wczoraj w Notre Dame, bo ich osobiste poglądy, a często też życie stoi w sprzeczności z tym, czym my się tutaj zachwycamy. Tyle że wydarzenia takie, jak teraz w Paryżu, mające rangę proroczego – jak przyznaje sam papież – znaku dla świata i Kościoła, są czymś większym niż nasze doraźne obserwacje i wnioski. Zamiast więc pisać kolejne sążniste teksty o upadku Zachodu z Francją na czele (zapewne w wielu punktach będziemy mieć sporo racji), może lepiej chwycić się takich znaków nadziei, jako zapowiedź tego, czego nawet jako chrześcijanie (sądząc po naszej aktywności publicznej) zdajemy się już nie oczekiwać.
Pierwsza Msza św. w odbudowanej po pożarze z 2019 roku paryskiej katedrze Notre Dame. PAP/EPA/SARAH MEYSSONNIERJacek Dziedzina Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.