A gdyby Ambroży nie przyjął biskupstwa?

Czasami forma przerasta treść, jednak bywa i tak, że zachwyt nad formą prowadzi do odkrycia Treści.

Gdy w 373 r. ważny urzędnik cesarski Ambroży przybył do opanowanego konfliktem między arianami a ortodoksyjnymi chrześcijanami Mediolanu, miał w głowie jedno zadanie: uspokoić rozpalone do czerwoności emocje, jakie rodził wybór nowego biskupa, i przywrócić porządek w mieście. Sprawa nie należała do łatwych, bo chociaż Kościół odrzucił nauki Ariusza już pół wieku wcześniej w Nicei, herezja ta wciąż cieszyła się w wielu miejscach silnym poparciem, a wśród wyznawców nauk Ariusza znajdowali się także przedstawiciele elit imperium czy Kościoła. Ambroży arianinem nie był, co więcej, ruszając do Mediolanu, był dopiero katechumenem. Nie jechał tam jednak jako przedstawiciel Kościoła, a państwa, jako wykształcony urzędnik cieszący się wielkim autorytetem. Doprowadziło to do sytuacji zaskakującej, również dla niego samego. Gdy wkroczył do katedry, by znaleźć rozwiązanie i rozstrzygnąć spór, lud Mediolanu właśnie jego obwołał nowym pasterzem diecezji.

Ambroży wezwanie przyjął, w ciągu kilku dni przyjmując też chrzest i święcenia. Nie spoczął jednak na laurach: w kolejnych latach zgłębiał teologię i, wyposażony w nabyte wcześniej umiejętności retorskie, nauczał regularnie wiernych w katedrze.

Mówi się często, że łaska buduje na naturze. Tak było i w tym przypadku: Ambroży przyjął wezwanie do służby Bożej, ale w realizacji tej misji korzystał ze swoich oratorskich talentów. Właśnie ta krasomówcza sprawność przyciągnęła do mediolańskiej katedry innego retora, nieszczególnie jeszcze wierzącego wówczas Augustyna. Zachwycony świetnymi kazaniami Ambrożego, słuchał ich regularnie, z czasem przyjmując również ich duchową treść. Niedługo później Augustyn przyjął z rąk Ambrożego chrzest. 1700 lat później nauczanie Augustyna jest jednym z filarów teologii Kościoła.

Wróćmy na chwilę do współczesności. W czasach wielkich przemian społecznych, gdy ugruntowany przez wieki sposób przeżywania wiary coraz częściej nie odpowiada na pytania współczesnego człowieka, szukamy w Kościele sposobu na powrót do źródeł czystej wiary. Dostrzegamy przy tym, w jak wielu miejscach religijna forma przesłoniła ewangeliczną treść. Odsłanianie na nowo tej treści jest być może jednym z najważniejszych wyzwań, przed którymi staje Kościół w XXI wieku. Historia Ambrożego i Augustyna pokazuje jednak, że nie warto robić tego gwałtownie i bezrefleksyjnie.

Oczyszczanie treści przypomina trochę pracę archeologa, który odkrywa w ziemi cenne znalezisko. Aby wydobyć z niego jak najwięcej, nie pracuje buldożerem, a niewielką łopatką i pędzlem, które pozwalają delikatnie, niemal z czułością odkopać skarb, poznając równocześnie narosły wokół niego kontekst, który wiele mówi o sposobie użytkowania artefaktu. Bez tego kontekstu możemy nie zrozumieć prawdziwego znaczenia znaleziska.

Gdyby Ambroży nie przyjął spontanicznej aklamacji na biskupa, gdyby nie wykorzystywał w swojej duszpasterskiej pracy nabytych wcześniej umiejętności, prawdopodobnie poszukujący jeszcze wówczas Augustyn przeszedłby obok mediolańskiej katedry obojętnie. Forma stosowana przez Ambrożego stała się magnesem, który przyciągnął Augustyna do Treści – pisanej wielką literą.

Odsłaniając kolejne warstwy formy, za którą kryje się treść Ewangelii, pamiętajmy o historii Ambrożego i Augustyna oraz o tym, że o kierunku, w jakim zmierza historia – czy to świata, czy pojedynczego człowieka – decydują czasami drobne, pozornie drugorzędne sprawy. Taranując różne wrażliwości funkcjonujące w Kościele, możemy niechcący stracić kolejnych Augustynów.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.