Błogosławiony ewangeliczny liczebnik

Wciąż nie dorastamy do „Dwunastu” – nieustannie zawodzimy, upadamy, popełniamy błędy i poważne grzechy. Musimy stawać w prawdzie i nawracać się. Ale nie możemy zdradzić misji, do której wybrał nas sam Jezus. „Jedenastu” wystarczy.

„Jedenaście” to tytuł najnowszej książki Hanny Krall składającej się z mikroopowieści, próbujących uchwycić przelotne chwile i małych bohaterów codzienności. Skąd to „Jedenaście”? To numer domu w Otwocku przy ul. Prusa, gdzie znajdował się dom dziecka. Tutaj po wojnie trafiła autorka. To dla niej pewien punkt odniesienia dla snucia opowieści.

Czytam recenzję tej książki w jednym z tygodników i przypomina mi się podobna liczba – „Jedenastu”. W ostatnim okresie jest to dla mnie ważne słowo z Ewangelii. Pojawia się ono pod koniec w Ewangeliach synoptycznych. Jezus ukazuje się po zmartwychwstaniu „Jedenastu” uczniom i posyła ich z misją głoszenia Ewangelii. Nie ma już „Dwunastu”. Jezusowi chodziło przecież o „Dwunastu”. Tylu wybrał, szczególnie traktował. Rozmawiał z nimi na osobności, spożywał posiłki, wędrował po Galilei, Judei i po okolicy. Byli świadkami tego, co i jak mówił, widzieli i podziwiali cuda, które zdziałał. Tak ich formował. Na koniec widzimy, że zostało ich „Jedenastu”. Wiemy, co się kryje za tym jednym, brakującym uczniem. Zdrada, obłudny pocałunek, fałszywe słowa, wstyd, polityka, pieniądze, wykorzystywanie wspólnoty do własnych celów, próba manipulowania Jezusem, kolaboracja z władzą, w końcu rozpacz i samobójstwo. „Jedenastu” mówi nam o tym, że mamy do czynienia ze wspólnotą, która doświadczyła przez jednego tak wielu zranień, wstydu i upokorzeń. Sama nie była doskonałą, a na dodatek jeden z nich totalnie się pogubił i zaprzeczył misji, do której został zaproszony.

Skąd my to znamy? I taką właśnie wspólnotę uczniów Jezus posłał na cały świat! Jeszcze przed tym zarzucał im brak wiary i że mają sklerotyczne serca. Coś tu chyba nie gra? A jednak! „Jedenastu”. To bardzo pocieszający liczebnik ewangeliczny. Okazuje się, że pomimo braków w przygotowaniu, różnorakich defektów moralnych, niedoskonałości w relacjach, niedostatków w formacji, Jezus nie boi się powierzyć „Jedenastu” najważniejszej misji w świecie. Misji zbawienia świata. Patrząc po ludzku, żaden profesjonalista by tak nie zrobił. Szukałby lepszych rozwiązań, zorganizowałby nową grupę. Tymczasem od ponad dwóch tysięcy lat misja trwa. Najpierw bowiem ma służyć tym, którzy ją niosą. To misja uzdalnia, uzdrawia i udoskonala, a może lepiej: to Jezus uzdalnia, uzdrawia i udoskonala tych, którzy podejmują misję. Potem docierając do innych, misja może czynić to samo w ich życiu.

Nie chodzi mi o to, by lekceważyć wszelkie zło, przestępstwa, grzechy, skandale, krzywdy czynione przez ludzi Kościoła. Biada bowiem gorszycielom i kamień młyński na ich szyje przed wrzuceniem do wody. Chodzi o to, by popatrzeć na wspólnotę Kościoła przez pryzmat tego liczebnika ewangelicznego – „Jedenastu”. Dzisiaj wielu odmawia Kościołowi moralnego prawa pełnienia swojej misji, właśnie ze względu na ów liczebnik rozumiany jako porażka. Wciąż czytamy mniej lub bardziej wulgarne posty czy prymitywne komentarze pod różnymi wypowiedziami wierzących, zwłaszcza duchownych, odmawiających nam prawa do zabierania głosu w sprawach moralnych, społecznych czy światopoglądowych. Owszem, wciąż nie dorastamy do owych „Dwunastu”, nieustannie zawodzimy, upadamy, popełniamy błędy i poważne grzechy. Musimy stawać w prawdzie i nawracać się. Ale nie możemy zdradzić misji, do której wybrał nas sam Jezus. „Jedenastu” wystarczy. Błogosławiony ewangeliczny liczebnik. Stąd dla mnie płynie nadzieja.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

bp Artur Ważny bp Artur Ważny