„Moje życie nie było karą, ale darem od Boga i było piękne” – napisał w testamencie Sammy Basso. Mężczyzna, który żartował z siebie, iż „wyglądem przypomina kosmitę”, zmarł ze starości, choć miał zaledwie 28 lat. Chorował na progerię, która dotyka jedną osobę na kilkanaście milionów.
Przyjmował życie takim, jakie było. Mimo ograniczeń, które przyniosła mu choroba, czerpał z niego pełnymi garściami i uczył nas, żeby się nie poddawać – podkreśla Giuseppe Beltrame, który przyjaźnił się z Sammym. Wspomina, że „Siostra Śmierć”, jak ją nazywał za św. Franciszkiem z Asyżu, zastała go w biegu – właśnie wrócił w wyprawy do Chin i wybrał się na ślub przyjaciół. Tam zasłabł i nie było już dla niego ratunku. Sammy od wielu lat żył ze świadomością, że każdy kolejny dzień może być ostatnim. W swoim testamencie napisanym w 2017 roku, zanotował: „Stawiam czoło śmierci jako chrześcijanin. Nie chciałem umierać, nie byłem gotowy umierać, ale byłem przygotowany”. Biskup Vicenzy Giuliano Brugnotto odczytał testament na pogrzebie Sammy’ego, podkreślając, że nie znajduje bardziej ewangelicznych słów niż jego świadectwo, które oddaje sens jego istnienia: „Przede wszystkim chciałbym, żebyście wiedzieli, że przeżyłem moje życie szczęśliwy, pragnąc czynić dobro. Całe me życie zawdzięczam Bogu, każdą piękną rzecz”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska