Ludzie zdemoralizowani pozostają grzesznikami, ale identyfikują się jako bezgrzeszni.
Jak wiadomo obecna władza przygotowuje projekt przedmiotu edukacja zdrowotna, który ma zastąpić WDŻ, czyli wychowanie do życia w rodzinie. Od początku pojawiały się obawy, że przedmiot ten pod pozorem troski o zdrowie będzie przemycał wykrzywione ideologicznie treści, szczególnie w zakresie seksualności. Obawy są uzasadnione – projekt w tej kwestii akcentuje przyjemność z seksualności, usuwając w cień małżeństwo i stabilną rodzinę. Zmienia się zresztą pojęcie rodziny, która w tej wersji może być rozumiana także jako związek osób tej samej płci, wychowujących wspólnie dzieci. Aktywność seksualna jest tam oczywiście akceptowana, byle była zgoda obu stron. Takich spraw jest więcej, pisaliśmy o tym niedawno w „Gościu”.
Powstaje pytanie, jak się to ma do konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami. Bo takie kwestie jak model rodziny, rozumienie małżeństwa czy stosunek do antykoncepcji to jest właśnie dziedzina przekonań. To nie jest matematyka, gdzie 2 i 2 to jest 4, i nie geografia, gdzie Londyn z Paryżem miejscami się raczej nie zamienią. Dotychczasowy system szanował rodzicielskie prawa w tym zakresie, dlatego WDŻ – podobnie jak religia – nie był obowiązkowy. Jak komuś nie pasowało, to dzieci nie posyłał. A teraz – proszę bardzo: dzieci będą przymusowo uczone tego, co zechcą ludzie pokroju „ministry” Nowackiej. Przecież ci ludzie od lat dyszeli żądzą przerobienia naszych dzieci według genderowych wzorców zachodnich, gdzie – zwłaszcza w Niemczech – nie ma sposobu, żeby uchronić dzieci od prania mózgów na temat seksu i rodziny.
Właśnie fakt, że to będzie obowiązkowe, jest najbardziej bulwersujący. Od początku o to chodziło. I nawet jeśli na początek program nie będzie całkiem demoralizujący, to gdy już przedmiot będzie obowiązkowy, łatwo będzie wprowadzać do niego kolejne innowacje, zgodne z najnowszymi odkryciami „naukowców”, którzy się nawet płci doliczyć nie potrafią. I nikt nie podskoczy, bo jak to – nie chcecie, żeby się dzieci o zdrowiu uczyły?
Tym, którzy bagatelizują tę sprawę, wskazując, że nie ma tam „nic takiego”, zwracam uwagę, że w stosunku do WDŻ nowy projekt jest dużo gorszy i, owszem, zmierza do seksualizacji dzieci, do zlekceważenia roli małżeństwa, płodności, rodziny, a skupieniu się na bezpłodnej przyjemności. Skoro jest coś lepszego, czemu popierać gorsze?
Niektórzy argumentują też, że dzieci i tak już to wszystko znają z internetu. Oczywiście – ale tym bardziej szkoła powinna być miejscem przekazywania treści wolnych od tego, co szkodliwe.
Promotorzy nowego przedmiotu na ogół są także aktywistami proaborcyjnymi. Naprawdę ktoś wierzy, że ludzie, którzy chcą zabijania najmłodszych dzieci, dążą do prawdziwego dobra dzieci trochę starszych?
KRÓTKO:
Ludzie wiary
Prawie 60 tys. podpisów złożono pod petycją o odstąpienie od zakazu cichej modlitwy przed placówkami aborcyjnymi w Wielkiej Brytanii. Protest dotyczy „stref buforowych”, liczących do 200 metrów wokół miejsc, w których legalnie likwiduje się dzieci nienarodzone. Nikomu nie wolno w nich proponować kobietom innego rozwiązania niż aborcja, nie wolno oferować pomocy w tym względzie, zakazuje się też wszelkiej aktywności pro-life, w tym modlitwy, nawet myślnej i prowadzonej bez użycia zewnętrznych oznak w rodzaju różańca czy książeczki. Pod koniec listopada przepisy te mają wejść w życie w całej Wielkiej Brytanii. „Bądźmy szczerzy, gdybyśmy rozmawiali o jakiejkolwiek innej usłudze na świecie, botoksie, wyrywaniu zęba, a ktoś stałby przy drzwiach i oferował ci ulotkę, mówiąc, że istnieje alternatywne leczenie lub wsparcie, nikt nie powiedziałby, że to zastraszanie” – zauważyła Clare McCullogh, która od 1995 roku organizuje czuwania przed klinikami w Londynie. Nowe brytyjskie prawo nazwała śmiesznym i niesprawiedliwym. Wskazała, że karanie proliferów grzywną o nieograniczonej kwocie to szaleństwo. „Możesz atakować ludzi na ulicy i nie dostaniesz takiej samej grzywny, jaką dostaniemy za oferowanie komuś pomocy”. Ale w tym wszystkim trzeba docenić twórców prawa o strefach buforowych. Skoro zakazują nawet milczącego zwracania się do Boga, to znaczy, że ci ludzie mają wielką wiarę w moc modlitwy. I mają rację!
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.