Jakże poruszające są wyznania Marii piszącej, że odczuwała obecność męża nawet po jego śmierci. Do 21 października 2001 roku papieże nie wynieśli na ołtarze żadnej pary małżeńskiej. Quattrocchi byli pierwsi.
Ich beatyfikacja była świeżym powiewem Ducha. Przyzwyczailiśmy się do wynoszenia na ołtarze założycieli zakonnych wspólnot czy heroicznych męczenników oddających życie za wiarę. To były życiorysy opowiadane z wysokiego C, z patosem i często niepotrzebnym lukrem. Gdy do grona błogosławionych dołączyli Maria i Alojzy Quattrocchi, zobaczyliśmy, jak ważna w świętości jest codzienność, zwyczajność. Tak, to była świętość od kuchni…
Ponieważ aż do 21 października 2001 r. papieże nie wynieśli na ołtarze żadnej małżeńskiej wspólnoty, a beatyfikacja włoskiej pary miała miejsce przed wyniesieniem na ołtarze rodziców Małej Tereski, ta uroczysta celebracja trafiła na pierwsze strony gazet. Ludzie na całym świecie czytali o włoskich małżonkach i odnajdywali się w ich opowieści.
„Pewnego razu zaczęliśmy się z żoną zastanawiać, dlaczego w gronie świętych i błogosławionych tak trudno znaleźć osoby żyjące w małżeństwie, a już praktycznie w ogóle nie ma w nim świętych par małżeńskich, w których i żona, i mąż byliby czczeni jako święci” – opowiadał Zbigniew Nosowski, autor książki „Parami do nieba”. „Przez wieki katoliccy małżonkowie nie otrzymywali od swego Kościoła wzorów do naśladowania w postaci beatyfikowanych czy kanonizowanych par małżeńskich, a o istniejących świętych, którzy żyli w małżeństwie, wiadomo było niewiele. Żadna z tych par – aż do czasu, gdy Jan Paweł II beatyfikował małżonków Quattrocchich – nie była kanonizowana wspólnie ani też właściwie nie zdarzało się¸ by ukazywano małżeństwo jako ich drogę do świętości. W roku 1998 znałem 6 takich par, a w chwili pisania książki – już 83!”.
Nieprzypadkowo Jan Paweł II beatyfikował Marię i Alojzego w 20-lecie poświęconej rodzinom adhortacji Familiaris consortio.
Alojzy Beltrame Quattrocchi (ur. w 1880 roku w Katanii) był wziętym adwokatem. Każdy dzień rozpoczynał od Eucharystii, a zapał, z jakim opowiadał o wierze, wielu przyciągnął do Kościoła. Młodsza o cztery lata, pochodząca z Florencji Maria Ludwika Corsini podobnie jak jej przyszły mąż przeniosła się do Rzymu. Jaka była? Bystra, oczytana, nieprzeciętnie inteligentna – opowiadali znajomi. Przeżyła męża o 14 lat. Zmarła w 1965 roku.
„Byliśmy jedną wielką bryłą skalną, jednolitą, bo utworzoną z jednego materiału” – opisywała. „Nigdy tak wyraźnie nie ujrzałam chrześcijańskiego małżeństwa w postaci jednolitego głazu jak wówczas, gdy wynoszono z domu martwe ciało Alojzego. Straciłam odłamek skalnej bryły, którą razem tworzyliśmy. Ten jednolity głaz był chciany przez Boga i uświęcony przez sakrament małżeństwa, stworzony i uformowany przez wzajemne zrozumienie i miłość. To miłość sprawiła, że stał się niepodzielny, niemożliwy do rozbicia”. Wyznała, że po śmierci Luigiego odczuwała jego stałą obecność, zwłaszcza podczas przyjmowania Komunii. „Kiedyś odłamki skalne znowu połączą się w jeden głaz. Złączymy się na zawsze” – pisała.
Marcin Jakimowicz Urodził się w 1971 roku. W Dzień Dziecka. Skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim. Od 2004 roku jest dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – poruszające wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem „Dzikim”. Wywiady ze znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznawali się do wiary w Boga stały się rychło bestsellerem. Od tamtej pory wydał jeszcze kilkanaście innych książek o tematyce religijnej, m.in. zbiory wywiadów „Wyjście awaryjne” i „Ciemno, czyi jasno”.