Kilka dni temu w Baku, stolicy Azerbejdżanu, rozpoczął się kolejny, coroczny szczyt klimatyczny. I tak jak wiele poprzednich pewnie nie skończy się żadnym rozwiązaniem, bo być może żadnego rozwiązania nie ma.
Będziemy rozmawiali o politykach i biznesmenach, którzy przylecą prywatnymi odrzutowcami, i o lobbystach, którzy zrobią wiele (a może nawet wszystko), by było tak, jak jest. Tyle tylko, że to nie pcha nas do przodu. A dobrze byłoby kilka przynajmniej kroków zrobić.
Samo miejsce spotkania jest wielce znaczące. Baku kojarzy się (i słusznie) z ropą naftową. Ten kraj z handlu paliwami kopalnymi czerpie ogromne zyski. Zresztą już podczas samego szczytu (dla przypomnienia: klimatycznego) politycy podpisali kilka kontraktów na sprzedaż azerskiej ropy. Te i pewnie wiele innych tego typu informacji może zdominować wiadomości ze szczytu i o szczycie. Jeżeli tak się stanie, a obserwując poprzednie spotkania, jest to bardzo prawdopodobne, wniosek, jaki większości z nas się nasunie, może być tylko jeden: wszystko to, co dzieje się wokół klimatu i zasobów (w tym np. wody), to wielka ściema. Nie ma żadnych zmian spowodowanych przez człowieka, a dusza może hulać dalej, bo (surowcowego, środowiskowego) piekła nie ma. Otóż, niestety, jest. I wyraźnie to widać, analizując np. rolnictwo, sposób, w jaki produkujemy żywność. To bardzo ważne chociażby dlatego, że jesteśmy przecież krajem w dużej części rolniczym. Czy podejście do rolnictwa, jakie znamy, jest w stanie sprostać wymaganiom – a może powinienem powiedzieć: ograniczeniom – naszej planety? I nie, nie chcę nikogo namawiać do jedzenia owadów (robaków). Także dlatego, że w wielu miejscach już je jemy (także w Polsce), nawet o tym nie wiedząc. Chodzi o to, że zasoby wody i gruntu są ograniczone, a sposób, w jaki z nich korzystamy, jest nieodpowiedzialny. Chyba nie do końca rozumiemy, że czynienie sobie ziemi poddaną nie polega na jej wyeksploatowaniu do cna. Tymczasem w wielu miejscach to właśnie robimy. Zmiany klimatyczne przynoszą intensywniejsze susze, nieprzewidywalne deszcze i rosnące temperatury – wszystko to wpływa na plony i bezpieczeństwo żywnościowe. Czujemy to na razie tylko w naszej kieszeni. Napisałem „tylko”, bo w niektórych częściach świata ludzie czują to „aż” w swoich pustych żołądkach. Stać nas na to, by negatywne skutki przeszłej działalności zasypywać pieniędzmi, inni tyle szczęścia nie mają.
Możemy dyskusję o zmianach w środowisku naturalnym czy o zasobach sprowadzić do tych samolotów odrzutowych polityków i lobbystów. Ale to tylko sposób na to, by… nic się nie zmieniło. A zmienić się musi. Jeżeli nie stanie się to dzięki nam, to wydarzy się pomimo nas.
Tomasz Rożek Doktor fizyki, dziennikarz naukowy. Założyciel i prezes Fundacji Nauka To Lubię. Autor wielu książek o tematyce popularnonaukowej. Obecnie stały współpracownik „Gościa Niedzielnego”.