Donald Trump podczas swej pierwszej kadencji na stanowisku prezydenta mianował aż trzech (z dziewięciu) sędziów Sądu Najwyższego USA. Dzięki temu po raz pierwszy od lat 30. XX w. większość w tym trybunale mają sędziowie konserwatywni. Już wkrótce może mianować kolejnych dwóch – spekulują komentatorzy.
Stany Zjednoczone są supermocarstwem. Dlatego znaczenie ich najwyższego organu sądowniczego – który pełni też funkcję trybunału konstytucyjnego – wykracza daleko poza granice tego państwa. To bardzo ważne, jakie będą obowiązujące w nim trendy orzecznicze.
Dziewięciu sprawiedliwych
Zdecydują o tym sędziowie SN USA. Jest ich dziewięciu. Sprawują swój urząd dożywotnio (chyba że sami zrezygnują). Sześcioro to nominaci prezydentów republikańskich, przy czym troje z nich zostało mianowanych przez Donalda Trumpa w czasie jego pierwszej kadencji w Białym Domu. Tylko troje sędziów to nominaci prezydentów z Partii Demokratycznej (Baracka Obamy i Joe Bidena). Za pierwszej prezydentury Trumpa sędziowie konserwatywni po raz pierwszy od lat trzydziestych XX w. zyskali większość w tym trybunale. Są to: Clarence Thomas, Samuel Alito, Neil Gorsuch, Brett Kavanaugh i Amy Coney Barrett (to w sumie pięć szabel w dziewięcioosobowym trybunale). Troje liberałów to: Sonia Sotomayor, Elena Kagan i Ketanji Brown Jackson. Dziewiąty sędzia, a mówiąc dokładniej: prezes SN USA John G. Roberts, pochodzący z nominacji republikańskiego prezydenta George’a W. Busha, wchodził do tego składu z opinią konserwatysty. Teraz jednak uważany jest często za sędziego „obrotowego” – takiego, który raz głosuje ramię w ramię z konserwatystami, a innym razem przychyla się do opinii liberałów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.