Konserwatywny premier Kanady Stephen Harper staje się przedmiotem coraz większej krytyki - jak pisze prasa - za arogancję. W czasie kampanii wyborczej premier nie odpowiadał na pytania dziennikarzy, a ostatnio ogłosił koniec "ery liberałów".
W majowych wyborach do Izby Gmin federalnego parlamentu Konserwatywna Partia Kanady (CPC) Harpera została niekwestionowanym zwycięzcą i po pięciu latach mniejszościowego rządu konserwatyści mogli stworzyć rząd większościowy.
Już w czasie kampanii Harpera krytykowano za unikanie odpowiedzi na pytania dziennikarzy i ograniczanie liczby pytań, na które w ogóle odpowiadał. Teraz, zaledwie dwa miesiące po wygranych wyborach, konserwatyści zbierają komentarze, że "pycha poprzedza upadek". Głównym powodem krytyki stała się niedawna wypowiedź Harpera, który ogłosił koniec "długiej ery liberałów". Liberałowie, choć weszli do parlamentu, to jednak znaleźli się w mniejszości. Rolę oficjalnej opozycji pełni obecnie socjaldemokratyczna NDP (Nowi Demokraci).
Sam Harper wieści także bliski koniec popularności NDP, szczególnie w Quebecu, gdzie konserwatystom nie udało się uzyskać większego poparcia. Z kolei NDP przejęła tam prawie wszystkie głosy, praktycznie eliminując Blok Quebecki, tradycyjnie wygrywający we francuskojęzycznej prowincji.
Kilka dni temu Harper oznajmił podczas wystąpienia w Calgary, że "wartości konserwatywne są wartościami Kanadyjczyków" - informował dziennik "The Globe and Mail".
Prasa zaczyna się jednak zastanawiać, czy poparcie Kanadyjczyków dla torysów będzie można utrzymać (w sumie konserwatyści zdobyli poparcie 40 proc. głosujących). Właśnie się okazało, że pomimo wyborczych obietnic doprowadzenia do zrównoważonego budżetu bez podnoszenia podatków i opłat rząd planuje podwyżki, m.in. opłat za licencje wędkarskie czy wstęp do parków narodowych. Konserwatywny "The National Post" przypomniał, że to zwiększenie wydatków przez rząd Harpera w minionych latach doprowadziło do rekordowego deficytu - ponad 32 mld dolarów (ok. 90 mld zł).
Na tym nie koniec łamania wyborczych obietnic. Na przykład, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, rząd zamierza zmniejszyć budżet telewizji publicznej i radia, finansowanych z podatków. Konserwatyści od dawna mają z prasą na pieńku z powodu zamknięcia dostępu do bazy danych, wykazującej o udostępnienie jakich dokumentów zwracają się Kanadyjczycy na podstawie prawa o dostępie do informacji, a także z powodu pomysłów ograniczania dostępu dziennikarzy do polityków w ramach centrum prasowego.
Opozycyjna NDP ostrzega przed kolejnymi "konserwatywnymi" pomysłami. W minioną środę zaalarmowała, że rząd chce wprowadzić rozwiązania prowadzące do niekontrolowanego przez sądy podglądania maili Kanadyjczyków i kontroli korzystania z telefonów komórkowych.
Nawet konserwatywna prasa ma wątpliwości, czy Kanadyjczycy są rzeczywiście takimi konserwatystami, jak twierdzi Stephen Harper. Publicysta "The National Post" komentując wypowiedź premiera o wartościach konserwatywnych przypomniał, że to tylko nawiązanie do wieloletniego sloganu liberałów, iż "wartości liberalne są wartościami Kanadyjczyków".
Harper, głosząc zwycięstwo konserwatywnych wartości, nie zauważa badań socjologów. Na przykład w ubiegłorocznym badaniu Environics Institute, jednego z najbardziej prestiżowych kanadyjskich ośrodków, specjalizującego się w badaniu poparcia dla wartości społecznych, 68 proc. Kanadyjczyków poparło prawo dające możliwość zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci. Jeszcze w 2001 r. takie poparcie wyrażało 55 proc. Kanadyjczyków.