Zło zawsze kąsa śmiertelnie – także wtedy, gdy jest legalne.
Ustawa o związkach partnerskich trafiła do Rządowego Centrum Legislacji. „Instytucja rejestrowanych związków partnerskich będzie dostępna dla par tej samej płci oraz dla par różnej płci” – czytam na stronie Prezesa Rady Ministrów. „Ministra” do spraw równości Katarzyna Kotula powołuje się na statystyki, które pokazują, że „coraz więcej rodzin w Polsce to osoby pozostające w związkach nieformalnych”. Wnosi z tego, że „istnieje potrzeba społeczna zwiększenia ochrony prawnej rodzin tworzonych przez pary tej samej i różnej płci, które nie zawierają małżeństw”. To taka logika: skoro niekorzystne społecznie zjawisko przybiera na sile, to zamiast mu zapobiegać, należy je wzmocnić.
W normalnym świecie jest tak, że albo się wiążesz, albo pozostajesz stanu wolnego. Jeśli zawierasz małżeństwo, to masz obowiązki, których nie ma ten, kto małżeństwa nie zawarł, ale masz też prawa, których ten drugi nie ma. Jest to zgodne z zasadą, że nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Ta zasada jednak przestaje być aktualna wobec rzeczywistości związków partnerskich, bo jest to formuła obliczona na to, żeby mieć prawa małżeństw, a nie mieć ich obowiązków. Czyli żeby jednak mieć zjedzone ciastko.
W sumie wygląda to atrakcyjnie, no bo skoro można mieć łatwiej, to czemu mieć trudniej. Ale to tylko tak wygląda, bo w rzeczywistości będzie to oznaczało prawne przyklepanie konkubinatów, które będą udawać małżeństwa. Gorzej, że – zwłaszcza w aspekcie związków tej samej płci – to udawanie ośmiesza samą instytucję małżeństwa, robiąc z niej jego karykaturę. Politykom odpowiedzialnym za forsowanie projektu jakoś nie przeszkadza tu Konstytucja RP, która jednoznacznie mówi o małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny. Co gorsza, deformacji ulegnie także rodzina, bo w praktyce przedstawiciele „mniejszości seksualnych” będą mogli wspólnie wychowywać dzieci, jeśli jeden z partnerów będzie miał prawa rodzicielskie.
„Ministra” cieszy się, że wreszcie zbliża się równość. Jaka równość? Prawne usankcjonowanie takich łatwo rozwiązywalnych związków partnerskich tylko zmniejszy odpowiedzialność już i tak mało odpowiedzialnych mężczyzn. Najbardziej ucierpią na tym kobiety, bo to one zazwyczaj zostają z dziećmi, gdy są zmieniane na „nowsze modele”. A jeśli chodzi o związki jednopłciowe, to one realnie i tak z prawdziwymi małżeństwami nie będą zrównane, bo natura tego nie przewiduje. Prawo stanowione nic tu nie zmieni, choćby ustawodawca ogłosił wszechrówność galaktyczną. Natomiast, owszem, ustawa wzmocni w społeczeństwie niechęć do zawierania prawdziwych małżeństw.
Cóż, jest to zgodne ze „światowymi trendami”, które zmierzają po prostu do depopulacji. Ale wygląda na to, że o to właśnie chodzi.
KRÓTKO:
PE-kłamstwo
W Parlamencie Europejskim odbyła się debata wokół raportu Komitetu ONZ ds. Likwidacji Dyskryminacji Kobiet dotyczącego Polski. Raport skupił się na kwestii aborcji, wzywając Polskę do jej dekryminalizacji. Debata obfitowała w manipulacje i kłamliwe twierdzenia, m.in. o braku dostępu kobiet w Polsce do opieki zdrowotnej i o śmiertelności matek. Raport sugeruje też, że prawo chroniące życie powoduje wysoki wskaźnik zgonów. Mówcy przedstawiali Polskę jako kraj niepraworządny. Autorką tych twierdzeń była m.in. Joanna Scheuring-Wielgus, która powiedziała, że „w Polsce systematycznie łamane są prawa człowieka, a obecne przepisy są niezgodne z europejskimi standardami”. Liczni europosłowie powtarzali slogan, że aborcja jest podstawowym prawem człowieka, choć, jak zauważa informujący o tym Instytut Ordo Iuris, nie uprawnia do takiego twierdzenia żaden międzynarodowy akt prawny. W trakcie debaty mówiono, że „statystyki” wskazują na wzrost liczby zgonów wśród kobiet z powodu polskiego „restrykcyjnego” prawa, przy czym nikt nie podał, o jakie statystyki chodzi. Wytknęła to deputowanym poseł Ewa Zajączkowska-Hernik, uświadamiając im, że od 2020 roku śmiertelność okołoporodowa w Polsce spada i należy obecnie do najniższych w Europie. Przywołała też dane GUS, które pokazują, że od 2020 r. zmalała też liczba zgonów niemowląt w stosunku do lat poprzednich. Mówić prawdę przeciw jedynej słuszności to naprawdę skandal.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.