Rodzinna batalia o sukcesję w największym rodzimym koncernie medialnym przywołuje skojarzenia z głośnym serialem o tym właśnie tytule (wszystkie sezony na platformie Max). Nic dziwnego, bo podobieństw jest wiele.
Zygmunt Solorz, niczym Logan Roy, działa nie tylko w branży telewizyjnej, jest aktywny również w telekomunikacji i energetyce, a więc branżach strategicznych. Stąd też o jego względy zabiegają politycy wszystkich opcji, podobnie jak o serialowego magnata. Z wzajemnością. Nie da się bowiem prowadzić interesów na tym poziomie bez życzliwości władz państwa. Dotąd jednak nikt nie kojarzył fabuły „Sukcesji” z imperium Polsatu, bo różnice zdecydowanie przeważały nad podobieństwami.
Zygmunt Solorz przez dekady kierował się zasadą, że pieniądze lubią ciszę. I to dawało imponujące efekty. Kontrolował nie tylko swoje firmy, ale także wizerunek. Dotyczyło to zarówno teraźniejszości, jak i przeszłości. Ktokolwiek z dziennikarzy próbował zagłębiać się w niej, miał do czynienia z prawnikami. Podobnie wyglądały relacje z politykami. To nie oni go wykorzystywali, ale on ich. Mówiono, że w Polsce rządzi od początku XXI wieku PPS, czyli Partia Prezesa Solorza. Zarówno w PO czy SLD, jak i w PiS miał swoich lobbystów. Również sprawy rodzinne nie trafiały do plotkarskich mediów, a kwestia sukcesji wydawała się czymś naturalnym: dwaj synowie przejmowali odpowiedzialność za poszczególne części imperium w sposób wręcz podręcznikowy. I nagle polska rzeczywistość gwałtownie zbliżyła się do amerykańskiego serialu. Różnice znikają, podobieństwa wyrastają jak grzyby po deszczu.
Nagle okazało się, że głowa rodu, mimo problemów zdrowotnych (Logan Roy miał je od pierwszego odcinka), nie ma zamiaru oddawać władzy nad firmą. Odwołuje synów z kolejnych spółek, a media – nie tylko plotkarskie (choć coraz trudniej wskazać, które plotkarskimi nie są) – spekulują o napiętych relacjach wewnątrz rodziny. Reaguje giełda, synowie wzywają na pomoc Gazetę Wyborczą, a ta, jak to ma w zwyczaju, konflikt opisuje w kategoriach politycznych. Zygmunt Solorz, mistrz balansu, zostaje zapisany do PiS, synowie reprezentują obóz demokratyczny, a gra toczy się o odbicie stacji grzeszącej wciąż symetryzmem.
Czas pokaże, czy medialny opis sporu o sukcesję w grupie Polsat ukazuje faktyczny stan, czy raczej przypomina fabułę sensacyjnego serialu. Jeśli to się dzieje naprawdę, a sukcesja dokona się po myśli gazety, możemy mieć niebawem do czynienia z niebezpieczną polityczną monokulturą. Trzech największych graczy na rynku telewizyjnym mówiących jednym głosem, to nie jest dobra wróżba na przyszłość.