Nie wszyscy jesteśmy ślepcami

Skąd wziął się ślepiec na peryferiach dzisiejszej cywilizacji bez Boga?

Skąd wziął się ślepiec na peryferiach dzisiejszej cywilizacji bez Boga? Najłatwiej to odkryć, zakładając, że w opowieści o Bartymeuszu chodzi o nas. Na czym polega nasza ślepota? Wybrzmiało to dobitnie w wymianie listów między Piołunem, diabłem na ziemi, a Krętaczem, diabłem w piekle, w słynnej opowieści C.S. Lewisa. Ślepotę przedstawił on jako typowe dla naszych czasów wywracanie kategorii dobra i zła do góry nogami: „Twój pacjent już od wczesnej młodości przywykł do tuzina kłębiących mu się w głowie i sprzecznych z sobą teorii. Doktryny w jego pojęciu nie dzielą się w pierwszym rzędzie na »prawdziwe« lub »fałszywe«, lecz na »akademickie« lub »praktyczne«, »przeżyte« lub »współczesne«. Żargon, nie argument, jest twoim najlepszym sprzymierzeńcem w utrzymaniu go z dala od Kościoła”. Jeszcze dosadniej opisał nasz stan Joseph Roth: „Zostaliśmy porażeni ślepotą. Od dawna już nie potrafimy dostrzec prawdziwej natury i wyglądu rzeczy, z którymi się stykamy. Podobnie jak ludzie dotknięci fizyczną ślepotą, potrafimy tylko nazywać wszystkie przedmioty tego świata, jednak są już one niedostępne naszym zmysłom. (…) Ich rozumienie wielkości, kształtu i koloru rzeczy jest tylko rozumieniem ludzi pozbawionych zdolności widzenia. (…) Człowiek niewidomy nie potrafi odróżnić tego, co wzniosłe, od tego, co przyziemne. Podobnie jak człowieka niewidomego można przekonać, że dzień jest nocą, a noc dniem, tak i nam można wmówić, że nie zagraża nam żadna przepaść”.

Nowoczesna mentalność cierpi na kompleks ciągłych wątpliwości. Nie ma w niej niczego prawdziwego ani dobrego samego w sobie. Wszystko zależy od kontekstu, umowy czy użyteczności. Prawdę w nowoczesnym społeczeństwie zdaje się zastępować wybór większości. Znakiem firmowym naszych czasów stał się relatywizm. Kwestionowanie prawdy ostatecznej jest założeniem, z którego wynika, że Bóg nie może nam podarować prawdy o sobie, że nie jest nam w stanie otworzyć oczu. Takie postawienie sprawy oznacza skazanie się na uderzanie głową w mur po ciemku.

Na szczęście Bartymeusz nigdy nie pogodził się ze swoją ślepotą. Wyczekuje momentu sprzyjającego, by zawalczyć z ciemnościami, jakie w nim zalegają. Wie, że sam nie podoła trudom walki. Gdy usłyszał, że obok niego przechodzi Jezus, zaczyna przywoływać Go do siebie. Teraz albo nigdy. Poznał gorycz ciemności, smak grzechu. Dlatego woła: „Jezu, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Nadszedł moment, byśmy sobie dobrze uświadomili, iż potrzebujemy Jezusa, bo jedynie On może rozświetlić nasze ciemności. Powinniśmy wołać do Niego, nawet jeśli niewiara próbuje nas uciszyć, gdyż jedynie wołając o Jego miłosierną miłość, możemy otrzymać światło. Gdy czujemy się oślepieni i już w życiu nic nie widzimy poza losem nieznośnego cierpienia, wołajmy do Jezusa: „Panie, abym przejrzał”. Wtedy w świetle wiary ponownie ujrzymy nasz wieczny cel i przejdziemy przez życie, naśladując Jezusa i wielbiąc Boga. Siła wiary Bartymeusza pokazuje, że całe pokolenia żyją nieraz dzięki oświeconym jednostkom. Na szczęście, jak mówił papież Benedykt XVI, „nie wszyscy jesteśmy ślepcami idącymi po omacku w ciemności. Są osoby, którym pozwolono na widzenie”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Ks. Robert Skrzypczak Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem