Gdyby ks. Popiełuszko żył dziś, w mediach głównego nurtu nazwano by go fundamentalistą. A jednak ludzie tacy, jak On, mogą łączyć ponad podziałami i niepostrzeżenie zmieniać świat.
Wiemy, że do ogłoszenia świętości bł. ks. Jerzego Popiełuszki brakuje tylko oficjalnego uznania cudu. Gdy jednak kiedyś w przyszłości zostanie on kanonicznie ogłoszony świętym, czy stanie się świętym dla nas wszystkich – świętym w znaczeniu symbolu jednoczącego większość Polaków? Mam wątpliwości, że tak się stanie. Polska 1984 – Polska roku męczeńskiej śmierci kapłana – jest kompletnie inna niż Polska dzisiejsza. Zwrócę tu uwagę na dwie, istotne dla naszych rozważań, różnice.
Pierwsza różnica między Polską 1984 a Polską 2024 dotyczy poziomu społecznej integracji. Polacy AD 1984, a przynajmniej Polacy zaangażowani społeczne, byli bardziej zjednoczeni niż dzisiaj w tym sensie, że łączył ich sprzeciw wobec komunistycznej władzy. Linia podziału społecznego przebiegała wtedy między nieliczną grupą, która wspierała władzę, a całą resztą społeczeństwa. Owszem, nie było tak, że większość społeczeństwa uczestniczyła w działalności opozycyjnej. Większość ta jednak nie akceptowała systemu komunistycznego, bądź z pobudek ekonomicznych (widząc jego nieudolność, która doprowadziła do powszechnej biedy), bądź z pobudek wolnościowych (widząc w systemie źródło przemocy, zakłamania i zacofania). Dodatkowo, w ówczesnym społeczeństwie tkwiła pamięć pierwszej „Solidarności” – wielkiego ruchu społecznego, który jednoczył ludzi o różnych światopoglądach w celu pozytywnej zmiany ustrojowej bez użycia przemocy.
Zobacz: Wydanie „Gościa Extra” poświęcone bł. ks. Jerzemu Popiełuszce
Bł. ks. Jerzy Popiełuszko – już za życia uznany za patrona „Solidarności” – jest symbolem przywołanej tu jedności. Jedności, która była niezwykłym fenomenem lat osiemdziesiątych i która – stopniowo słabnąc – ostatecznie została pogrzebana w czasie pierwszej kampanii prezydenckiej w 1990 roku. Dziś do tej jedności nie sposób wrócić. Żyjemy bowiem w Polsce podzielonej na (co najmniej) dwa zwalczające się obozy o podobnej liczebności. Oczywiście, w kraju demokratycznym podziały są czymś naturalnym. Nie jest jednak czymś naturalnym widzenie w oponentach politycznych wroga, od którego dzieli nas przepaść podobna do tej, która oddzielała nas od komunistów. Nie jest czymś naturalnym, gdy traktujemy się wzajemnie jako wrogowie absolutni. W 1984 roku różniliśmy się w wielu sprawach od siebie, ale łączyły nas wspólne meta-wartości. Dziś je straciliśmy. I być może dlatego potrzebujemy świętego ks. Jerzego Popiełuszkę. Potrzebujemy, by stało się to, co niemożliwe – by stał się cud jedności.
Niestety, cud jedności zdaje się podwójnie niemożliwy. Jest on (po ludzku rzecz biorąc) niemożliwy nie tylko ze względu na to, że nasze podziały zaszły za daleko. Jeszcze ważniejszy jest tu charakter tych podziałów. Tu dotykamy drugiej różnicy między Polską 1984 a Polską 2024. Otóż do wspomnianych meta-wartości, które łączyły ludzi „Solidarności” lat osiemdziesiątych należały wartości chrześcijańskie oraz akceptacja społecznej roli Kościoła katolickiego. To prawda, że – jak już napisałem – w ramach „Solidarności” można było znaleźć działaczy o różnych światopoglądach, także o światopoglądach niereligijnych. Nikt z nich jednak nie twierdził – w przeciwieństwie do tego, co często zdarza się dziś – że chrześcijaństwo lub Kościół są czymś z natury złym. Uważano raczej, że idee wolnościowe są zbieżne z antropologią chrześcijańską, a Kościół stanowi wsparcia dla społecznego oporu. Ks. Jerzy Popiełuszko był symbolicznym przykładem licznych księży, którzy w różny sposób wspierali opozycjonistów. To on przyciągał do Kościoła ludzi, którzy wcześniej do kościoła nie chodzili i którzy deklarowali się jako niewierzący.
Dziś sytuacja jest kompletnie inna. I to nie dlatego – jak sądzę – że brakuje nam księży tak otwartych i ofiarnych, jak ks. Popiełuszko. Dzieje się tak dlatego, że procesy sekularyzacyjne doprowadziły do zmiany nastawienia wobec Kościoła. Stał się on dla wielu instytucją podejrzaną. Stał się on też częścią wewnętrznego polskiego konfliktu. A konflikt ten definiuje się także w kontekście światopoglądowym. W tym kontekście jawi się on jako starcie między tradycją a nowoczesnością, między religią a laicyzmem, między wartościami chrześcijańskimi a wartościami liberalnymi. Sytuacja, w której zjednoczona i uciskana polska większość walczy z obcą naszej kulturze mniejszością, już dawno minęła. Raczej jesteśmy w sytuacji, w której walczą ze sobą dwie Polski. Gdyby dzisiaj żył ks. Jerzy Popiełuszko, na pewno by rozmawiał, zasypywał podziały i budował mosty. Prawdopodobnie jednak, pomimo tego, byłby utożsamiany jako postać jednej strony konfliktu. W mediach głównego nurtu nazwano by go fundamentalistą, który broni życia poczętego przeciw kobietom, krzyża przeciw tolerancyjnemu państwu oraz religii w szkole przeciw edukacji zdrowotnej. Działaczom lewicy nie opłacałoby się współpracować z takim kapłanem, nawet gdyby mogli spotkać się z nim w zaangażowaniu na rzecz poprawy warunków życia robotników.
Właśnie to wyobrażenie ks. Popiełuszki żyjącego dziś pokazuje nam wyraziście, dlaczego nie jest możliwe, by stał się on świętym dla nas wszystkich. Gdyby ks. Popiełuszko żył dziś, nie łączyłby nas w walce w obronie przed komunistami, gdyż już ich nie ma lub nie stanowią oni realnej siły. Nie uosabiałby naszych wspólnych wartości, gdyż je straciliśmy. Jego dom nie byłby miejscem dyskusji z niewierzącymi, gdyż nie chcieliby oni do niego przyjść. Jego kazania nie byłyby kazaniami dla wszystkich, gdyż wywoływałyby zbyt wiele kontrowersji, także wśród części starych opozycjonistów lub ich ideowych potomków. Gdyby spotykał się z wykluczonymi lub odmieńcami, jedna część opinii publicznej uznałaby to za promocję demoralizacji, a druga część potępiłaby go za to, że w trakcie rozmowy wyrwało mu się słowo moralizatorskie lub politycznie niepoprawne. Gdyby zaczął prowadzić działalność charytatywną, to albo zabrakłoby mu funduszy, albo oskarżono by go o to, że dostał fundusze nie z tego obozu, co trzeba.
Moje pesymistyczne rozważania prowadziłem tu z punktu widzenia chłodnej analizy socjologicznej. Z perspektywy wiary może być jednak całkiem inaczej. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Dla Niego jest więc możliwy (wspomniany wyżej) „cud jedności”. Cud, który może się dokonać za pośrednictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki – człowieka, który łączył nie przeciw komukolwiek, lecz w obronie ludzi. Człowieka, który był otwarty na każdego potrzebującego – potrzebującego czy to materialnie, czy to duchowo. Człowieka, który nawracał bardziej świadectwem życia, pomocą i życzliwością niż patetycznym lub uczonym słowem. Człowieka, który umiał słuchać innych ludzi oraz dostrzegać i wyzwalać w nich dobro. Człowieka, który dyskretnie włączał do Kościoła tych, którzy znajdowali się poza Nim. Człowieka, który głosił pokój wszystkim ludziom dobrej woli. Tacy ludzie mogą, pomimo wszystko, niepostrzeżenie zmieniać świat.
Jacek Wojtysiak Profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Prywatnie: mąż Małgorzaty oraz ojciec Jonasza i Samuela. Sympatyk ruchów duchowości małżeńskiej i rodzinnej.