Kościół jest w formie, gdy jest wierny Ewangelii – a nie starej formie.
Z okazji kolejnej rocznicy Soboru Watykańskiego II na stronie GN pojawił się mój tekst sprzed dwóch lat „Święta góra Sobór”. „Tak działa Duch Święty” – napisałem we wstępie. Już to wystarczyło niektórym za hasło do ataku. Parę przykładów: „Ten sobór i to, co po nim nastąpiło, to tragedia, nie mieszajcie do tego Ducha Świętego”; „Widocznie Duch Święty chce, żeby jak najwięcej ludzi odchodziło od Kościoła”; „Są spore wątpliwości, jaki duch tam działał”. I tak dalej.
Upatrywanie w ostatnim soborze przyczyny kryzysu Kościoła i przypisywanie mu winy za wszelkie zło staje się ostatnio dosyć modne. Równolegle rodzi się postulat powrotu do „starej Mszy”. Myślenie jest takie: przed soborem były pełne kościoły, klasztory i seminaria, a po soborze zaczęło się sypać. Zawinił więc sobór i trzeba wrócić do tego, co było wcześniej, a będzie super. Twierdzą tak ludzie, którzy nie znają tego „wcześniej” albo już zapomnieli. Gdy zaczynałem służbę ministrancką, było już po soborze, ale dopiero wdrażano jego reformy, w tym liturgiczną, więc trwał jeszcze klimat „Trydentu”. Uczyłem się jeszcze tzw. ministrantury, czyli zestawu odpowiedzi na wezwania celebransa, wypowiadanych w błyskawicznym tempie, oczywiście bez zrozumienia. Zrozumienie zresztą nie było konieczne. Było wiele automatyzmu, sztywności i formalizmu. Księża też byli różni, wcale nie lepsi niż dzisiaj. Na co dzień nie było namaszczenia i uroczystej celebry w dymach kadzideł. Często były „ciche Msze”, odprawiane w pośpiechu, podczas gdy ludzie w ławkach odmawiali każdy swoją modlitwę. Było wiele poważniejszych rzeczy domagających się zmiany zdolnej stawić czoła mentalności zmieniającego się świata. Tymczasem zmiana długo nie następowała, wskutek czego coraz bardziej wyedukowane społeczeństwa nie otrzymywały odpowiedzi na nowe pytania.
Tych odpowiedzi udzielił sobór. Gdyby to nie nastąpiło, musiałoby się skończyć potężnym tąpnięciem. Sobór nie spowodował kryzysu – on zapobiegł jeszcze większemu kryzysowi. Owszem, nie wszędzie wdrożono jego reformy należycie, ale w Polsce akurat zrobiono to dobrze. U nas nikt nie wzdychał za „Trydentem”, przeciwnie, zapanowało poczucie odświeżenia, czego owocem było duże ożywienie życia religijnego i zaangażowanie świeckich w życie Kościoła. I jakoś Polakom przez pół wieku nie zaszkodziła ani teologia soborowa, ani nowa liturgia. Przeciwnie – Kościół w Polsce odżył, czego znakomitym owocem stał się np. Ruch Światło–Życie. Dopiero teraz objawili się tacy, którzy twierdzą, że Kościół tylko wtedy będzie w formie, gdy będzie to stara forma. Ale tak się nie stanie – Kościół nie jest jak amisze, którzy na jakimś etapie się zatrzymali i sakralizowali formę tego właśnie etapu.
Owszem, mamy kryzys, ale sobór dał narzędzia do radzenia sobie z nim. Korzystali z nich i Jan Paweł II, i Benedykt XVI. Złe wzorce?
KRÓTKO:
Inny kryzys
W minionym roku w Hiszpanii w ramach aborcji zabito ponad 103 tys. dzieci. To prawie 5 proc. więcej niż rok wcześniej. Dane dotyczą tylko aborcji przeprowadzanych oficjalnie. Pełna liczba uśmierconych maleństw jest nie do określenia, bo obejmuje ona także zabójstwa dokonywane farmakologicznie. Ponad 7 proc. Hiszpanek, które poddały swoje dzieci aborcji, zrobiło to po raz drugi, a 2454 nie mniej niż czwarty raz. W innych krajach Zachodu statystyki są równie przerażające. Wszystko to pokazuje, że nie mamy kryzysu demograficznego, bo dzieci poczyna się tyle, ile trzeba. Mamy kryzys moralny – dlatego znacznie mniej się ich rodzi.
Cena zbrodni
Od 2019 roku prawie 6 tys. dzieci w USA zostało na zawsze okaleczonych z powodu przeprowadzonej na nich operacji „zmiany płci”. Jeszcze większa liczba dzieci doznała uszczerbku na zdrowiu z powodu przyjmowania blokerów dojrzewania lub hormonów. Jak informuje portal lifesitenew.com, lekarze z organizacji Do No Harm ujawnili, że w latach 2019–2023 różnym procedurom w celu „zmiany płci” poddano w USA co najmniej 13 994 nieletnich. Wskazali, że tysiące dzieci jest poddawanych niebezpiecznym eksperymentom. Skąd takie zaangażowanie medyków w proceder „zmiany płci”? Jeden z nich dał się przyłapać na wypowiedzi, że „te operacje przynoszą dużo pieniędzy”. Hm… Jakie pieniądze zrekompensują spokój sumienia?
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.