To był bardzo smutny rok. Symboliczny. Orwellowski, o czym wiedzieć nie mogłem, bo na półkach obu miejskich bibliotek i mojej szkolnej książek Orwella nie było.
Nie wiedziałem zatem, czym są myślozbrodnia i seanse nienawiści, nie znałem diabolicznych zakusów totalitarnego przywódcy, a o metodzie likwidowania „szkodliwego ideologicznie elementu” nawet bym nie pomyślał. Wpadł mi za to w ręce, po raz pierwszy bodajże, tom poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Ze wstępu dowiedziałem się, że należymy do narodów, których losem jest strzelanie do wroga z brylantów. Kilka wierszy zrobiło na mnie ogromne wrażenie i to od tamtej chyba jesieni pamiętałem już przez całe życie strofę: „Ciemne noce, aniołowie, w naszej ziemi,/ ciemne gwiazdy i śnieg ciemny, i miłość./ I pod tymi obłokami ciemnemi/ nasze serce w ciemność się zmieniło”.
Tak, noce październikowe tamtego roku były ciemne, zimne, nieprzyjemne, mgliste. Zapewne nad zaporą we Włocławku jeszcze bardziej. Ale ja nie wiedziałem o zaporze, jedynie o jakiejś wielkiej wodzie, do której źli ludzie wrzucili księdza, dobrego człowieka; strzępy ukradkiem podejrzanych wiadomości telewizyjnych stworzyły mi z tego wydarzenia coś na kształt niemożliwej do uwierzenia czarnej legendy. Zaczynałem rozumieć, że czyjeś serca zamieniły się w ciemność, nie do końca rozumiejąc, czyje by te serca być miały. Bałem się jak wszyscy, jak dorośli, którzy po cichu szeptali komentarze nieprzeznaczone dla ucha dziecka. To był bardzo smutny rok. Rok 1984.
Dwa lata później wiedziałem już wszystko. I nawet rozumiałem. W ręce wpadł mi „Juliusz Cezar” Szekspira. I to wtedy, po cichu, nikomu nie mówiąc, skojarzyłem zabitego księdza ze słowami: „Spójrz na Kasjusza: chudy, jakby głodny;/ Zbyt wiele myśli; tacy najgroźniejsi” (używam przekładu Stanisława Barańczaka). I jeszcze to, że tchórze umierają po wielokroć, walecznych zaś „jedna śmierć spotyka”. Księdza Jerzego Popiełuszkę od tamtych lat właśnie tak kojarzyłem – szczupłego, niepozornego, porywającego tłumy, odważnego, mężnego. Cynicznie – nawet po upadku komuny – przez obrzydliwie cynicznego (powtórzenie zamierzone) rzecznika rządu ocenionego jako głupio się podkładający; przez tego samego, który kłamstwami na temat rzekomego przeszukania, a w rzeczywistości spreparowanej prowokacji, dzielił się – jeszcze przed jej upadkiem – na łamach gadzinówek zwanych prasą.
Dzisiaj wraca. Po czterdziestu latach. A właściwie wracają. Tamte noce, ciemne noce w naszej ziemi, tamte literackie skojarzenia, tamto dorastanie. Z perspektywy lat również refleksja: jak nas to wszystko zmieniło? I ile z tych zmian pozostało? Czy „nasze serce w ciemność się zmieniło” na powrót? Czy może nigdy z tamtej ciemności się nie wydostało?
Tak, wiem, że to wszystko, co piszę, bardzo osobiste, że jak na edytorial trochę za dużo wspomnień i emocji, poetów, dramaturgów, pisarzy. Ale ksiądz Jerzy Popiełuszko, choć wyniesiony już na ołtarze, postawiony w pomnikach, przede wszystkim powinien pozostać kojarzony z sercem. Czy to nie w nim dokonuje się ta odwieczna w nas walka, o której powtarzał: „Zło dobrem zwyciężaj”?
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.