Zabliźniona rana niechcianej samotności

W piątym odcinku cyklu „Kościół ostatnich ławek” o. Tomasz Franc OP, dominikanin, psycholog i terapeuta, mówi o samotności niechcianej i wybranej, która jest świadomą decyzją na brak, a także o owocowaniu miłości osób żyjących samotnie i zabliźnianiu ich ran w Kościele.

Magdalena Dobrzyniak: Z tego, co do tej pory powiedzieliśmy, wynika, że powołanie do samotności w Kościele nie istnieje. Co więc myśleć o tych wszystkich osobach, których wcale nie jest mało, a które żyją w stanie wolnym?

O. Tomasz Franc OP:
Na pewno nie ma czegoś takiego, jak powołanie do samotności, ale w samotności można odnaleźć swoje powołanie. To jest duża różnica. Nikt nie jest powołany do tego, żeby otaczać się samotnością i traktować ją jako ścieżkę życia, ale wielu z nas podąża drogą samotności, wybierając w niej jakąś ścieżkę życia. Myślę, że to jest bardzo cenne powołanie, bo w nim możemy w jakimś stopniu doświadczyć tego, co jest meritum życia Trójcy Świętej, to znaczy obecności jednego Boga, który jest wspólnotą trzech osób w jednoczesnym doświadczeniu wymiany miłości, wzajemnym obdarowywaniu się miłością w pełni. Osoba samotna, kiedy zdecyduje się podążać drogą duchowego rozwoju opartą właśnie na naśladowaniu miłości Trójcy Świętej, może zobaczyć, że ta miłość nie musi być ograniczona przez sytuację życiową. Ona dopiero wtedy się spełnia, kiedy nabiera charakteru wychylenia do relacji, nie tyle relacji wyłącznej jak w różnych powołaniach ale takiej relacji, w której mogę, korzystając ze swoich możliwości i uzdolnień, obdarowywać drugiego człowieka, dzieło, którym żyję, czy ścieżkę życia, którą podążam z pełną świadomością obecności Boga i Jego towarzyszenia.

Mówisz o samotności świadomie wybranej czy o samotności, która została jakoś nadana z góry, z zewnątrz, przez okoliczności życiowe, czyli o takiej samotności niechcianej, której nikt przecież nie planuje, gdy myśli o przyszłości, o tym, w jaki sposób wypełniać swoje życie?

Trudno to rozdzielać, bo samotność z wyboru, z decyzji, w pewnym stopniu pozostaje samotnością niechcianą. Kiedy wstępuję do zakonu, podążam drogą kapłaństwa, czy decyduję się samotnie przeżyć swoje życie, oddając je w jakimś dziele, to zawsze wiąże się z wyborem w jakimś sensie niechcianym, bo nie jesteśmy stworzeni do samotności. Pismo Święte mówi, że nieliczni zrozumieją powołanie do samotności w kontekście wyboru głębszej miłości, która nie jest oparta tylko na tym, co namacalne, konkretne czy skończone, jak ten konkretny drugi człowiek czy rodzina. Niezależnie od tego, czy dla kogoś samotność wiąże się z decyzją, z wyborem, czy też spada na niego, to i tak, w każdej z tych sytuacji, trzeba się skonfrontować z tym, że nie jest to chciane powołanie. Ono może jednak być wybrane świadomie i w ten sposób zaakceptowane. To bardzo ważne. Jeśli więc zdarza się, że ktoś jest samotny, chociaż bardzo pragnie budować relację małżeńską czy rodzinną, a to się z różnych powodów nie udało, to i tak, bez względu na wszystkie okoliczności, zawsze ma wybór. Może przeżywać swoje życie w taki sposób, że samotność go drąży, jest jak niezagojona rana, wciąż rozdrapywana i jątrząca się, bardzo bolesna. Może też jednak zdecydować się na przyjęcie tej aktualnej drogi. To nie znaczy, że nie będzie ona obarczona doświadczeniem rany, ale ta rana będzie zabliźniona. Blizna przypomina nam w różnych momentach życia o naszym bólu: kiedy widzimy kochających się ludzi, dzieci, których nie mamy, relacje, za którymi tęsknimy, czy miłość, której nie odwzajemni nam nikt w taki sposób, jak to widzimy u innych, obserwując ich życie. Dotykamy wtedy blizny, która przypomni nam o jakimś niedosycie, bólu, cierpieniu, ale nie narusza naszego zdrowia. Taki dotyk może nam pomóc. Uświadamiając sobie brak, którego doświadczamy, możemy zadać sobie pytanie: co ja z tym robię? A więc   jak to przeżywam, czy się koncentruję na tym doświadczeniu, wokół niego konstruuję swoje życie, czy raczej jest to dla mnie jakaś odskocznia do decyzji na głębsze zaangażowanie w innych obszarach życia, na przykład na to, że skoro nie poświęcam czasu partnerowi, partnerce czy dzieciom, to mogę mieć go dla kogoś innego. Nie jestem tożsamy z tą blizną. Ona zajmuje tylko część mnie, poza nią mogę doświadczać kojącego kontaktu z drugim człowiekiem.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Magdalena  Dobrzyniak Magdalena Dobrzyniak Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).