Kilkadziesiąt lat temu niektórzy intelektualiści przekonywali, że musimy pogodzić się z triumfem systemu totalitarnego. Komunizm jednak upadł.
W końcu znalazłem czas, żeby przeczytać książkę Chantal Delsol „Koniec świata chrześcijańskiego”. Zapewne nieraz jeszcze będę wracał do tej pozycji, ponieważ jest ona doskonałym przykładem współczesnej humanistyki, czyli refleksji pozornie zaangażowanej w życie, a tak naprawdę uprawianej z perspektywy biurka. Jest to niezwykle erudycyjny esej, który przy pobieżnej lekturze może sprawiać wrażenie wnikliwej analizy, gdy tymczasem mamy do czynienia z kilkoma niesłychanymi skrótami myślowymi, wybiórczym traktowaniem danych historycznych i z dowodzeniem radykalnej tezy nie przez argumentację logiczną, lecz przez granie na emocjach. Nie ma tutaj miejsca na dłuższą polemikę, więc ograniczę się tylko do jednego, aktualnego dla nas wątku.
Delsol twierdzi, że katolicy, którzy wykonują wielką pracę na polu obrony tradycyjnej rodziny, stoją na pozycji z góry przegranej, z czego doskonale zdają sobie sprawę. Filozof pisze o nich: „Ani przez sekundę nie wyobrażają sobie, żeby mogli chociaż o jotę przesunąć ponowoczesnego kolosa. Już z góry uważają się za przegranych na wszystkich frontach”. Dlaczego w takim razie podejmują walkę? Delsol tłumaczy: „Nie chcą jednak, by potomność wyobrażała ich sobie jako biernych lub winnych współudziału w zachodzących przemianach. Ideologizują swoje przekonanie z obawy, że nie mogą egzystować inaczej”. Cóż za poważna diagnoza! A może jest zupełnie inaczej? Może motywacją ludzi, którzy wychodzą, aby zamanifestować swoje poglądy podczas Marszu dla Życia lub przed klinikami aborcyjnymi, jest właśnie nadzieja, a nie jej brak? I może nie chodzi im o symboliczne gesty w ramach wojny cywilizacyjnej, lecz o ratowanie konkretnych istnień ludzkich? Może nie ma dla nich znaczenia opinia następnych pokoleń na ich temat, lecz wierność Chrystusowi? Kilkadziesiąt lat temu niektórzy intelektualiści przekonywali, że musimy pogodzić się z triumfem systemu totalitarnego. Komunizm jednak upadł. Nie dlatego, że ktoś walczył o abstrakcyjną cywilizację, lecz dzięki zaangażowaniu mas w obronę godności człowieka.