Pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju to opowieść o stworzeniu świata i człowieka. Gatunek literacki, w którym je napisano, każe nam nie szukać w nich naukowego opisu faktów.
To tzw. opowiadanie mądrościowe, które interpretować należy podobnie jak baśnie – nie fakty są tu prawdziwe, ale płynące z opowieści przesłanie. Bóg niekoniecznie dosłownie lepi człowieka z prochu ziemi. To raczej obrazowo wyrażona prawda o tym, że człowiek jest częścią świata przyrody. Zaś tchnienie w jego nozdrza „tchnienia życia” nie oznacza, że Bóg faktycznie dmuchnął człowiekowi w nos, lecz że człowiek jest nie tylko ciałem, ale należy też, jak Bóg i aniołowie, do świata duchowego.
Podobnie trzeba traktować opowieść, którą słyszymy jako pierwsze czytanie. „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” to echo prawdy, że człowiek potrzebuje innego człowieka; jest istotą społeczną. Żadne zwierzę nie zastąpi mu drugiego człowieka. Obraz Adama nazywającego różne zwierzęta można interpretować, zgodnie z duchem myślenia semickiego, jako ukazanie prawdy, że człowiek jest ponad nimi; on z woli Boga ma nad nimi władzę. A stworzenie Ewy z żebra Adama, a nie ulepienie – jak to było w przypadku mężczyzny – to przedstawienie prawdy, że oboje są „z jednej gliny”, mają jednakową ludzką naturę. W języku hebrajskim, w którym spisano tę opowieść, występuje ciekawa gra słów: isz i isza. Ks. Jakub Wujek przetłumaczył przed wiekami: mąż i mężyna. To podkreślenie jedności natury, a jednocześnie zwrócenie uwagi na inność płci. A czemu kobieta została stworzona z żebra Adama, a nie z innej części jego ciała? Być może to obrazowe przedstawienie powodu, dla którego mąż i żona szukają bliskości; chcą niejako znów się połączyć.
Trzecia dekada XXI wieku to czas wielkiego zamieszania dotyczącego kwestii zarówno rozumienia relacji człowieka do świata przyrody, jak i pojmowania płci. Warto pamiętać, jak sprawę widzi Stwórca: człowiek jest ważniejszy od innych stworzeń. A płcie są dwie. Nie wojujące o to, kto jest ważniejszy, ale jednakowe w ludzkiej godności i wzajemnie się uzupełniające.
Andrzej Macura w I czytaniu