Z pewnością nie wszyscy uczestnicy Slotu trafią od razu do Kościoła, ale przynajmniej jest okazja, by dowiedzieć się, że chrześcijanin to ktoś radosny i twórczy.
Byłem wczoraj w Lubiążu na Dolnym Śląsku, gdzie prawie 7 tys. młodych ludzi uczestniczy w imprezie pod nazwą Slot Art Festival. Piękny kontrast: szacowne mury pocysterskiego opactwa (jednego z największych w Europie) i młodość w całej krasie, żywioł, energia.
Niby festiwal jakich wiele, ale już na pierwszy rzut oka widać, że różni się od innych imprez tego typu. Ludzie jacyś radośniejsi, nie słychać przekleństw, nie widać agresji. Czy to dlatego, że na festiwalu nie ma alkoholu? Z pewnością także dlatego. Ale decydujące wydało mi się to, że organizatorzy (przeważnie protestanci, choć nie tylko) przyznają się do Chrystusa. Przy tym nie robią tego nachalnie. Na Slocie kto chce może uczestniczyć w modlitwach czy konferencjach o duchowości, ale może też wybrać całkiem świeckie warsztaty: tańca, rysunku, plecenia koszy z wikliny, wycinania, żonglowania czy języka migowego. Cały teren dawnego opactwa, porównywalny chyba tylko z Wawelem, zapełnił się młodymi ludźmi, którzy oddawali się najróżniejszym, czasem dość egzotycznym, czynnościom. Ważne jednak było to, że każdy miał tam zajęcie, co więcej, mógł znaleźć coś, w czym jest naprawdę dobry, w czym może się rozwijać.
Ujęło mnie to jasne oblicze chrześcijaństwa, które zobaczyłem wczoraj w Lubiążu. Bo przecież nasza wiara nie powinna zamykać się tylko w świątyni, ale ma przemieniać całe życie. A zatem także czas wolny. Organizatorzy Slotu pokazali, że w tej sferze mają młodym ludziom wiele do zaoferowania. Z pewnością nie każdy skorzysta z pełnej oferty, nie wszyscy uczestnicy od razu trafią do Kościoła, ale przynajmniej jest okazja, by dowiedzieć się, że chrześcijanin to ktoś radosny i twórczy. A to już sporo.
Szymon Babuchowski