Przez ostatnich kilka dni rozmawiałem z wieloma osobami, które ucierpiały w powodzi oraz z tymi, którzy oddolnie wzięli się za pomaganie. Patrzę też na to, jak wrocławianie przygotowują się na przyjście fali powodziowej. Ciśnie mi się na usta jedno słowo – dezinformacja.
18.09.2024 20:11 GOSC.PL
Mam doświadczenie powodzi z 1997 roku. Co prawda miałem wtedy zaledwie 14 lat i mieszkałem w bezpiecznej, południowej części miasta, ale obrazki, które stają mi dziś przed oczami przeszywają mnie dreszczem. Pamiętam gorączkowe opróżnianie osiedlowej piaskownicy i ładowanie piasku do worków, by mogły być przewiezione w miejsca, w których miały ratować czyjś dobytek.
Byłem bardzo ciekawy, jak wygląda powódź. Poszedłem ją zobaczyć. Woda była po drugiej stronie Dworca Głównego PKP. Pamiętam jak dziś komunikat przez megafony, zwołujący wszystkich do rozładunku wody pitnej, która akurat została przywieziona. Była w litrowych workach - takich, jak wówczas sprzedawano mleko. Cieszyłem się bardzo, że mogę się na coś przydać.
Dlaczego o tym piszę? Bo między innymi z tej wielkiej tragedii powodzi tysiąclecia (choć w kontekście tegorocznego kataklizmu wcale nie jestem przekonany o aktualności tej nazwy) państwo miało czerpać know how, jak powinno funkcjonować w razie podobnego zagrożenia. Czy zatem zaczerpnęło?
To pytanie można zostawić na razie otwarte, bo na podsumowania nie jest teraz najlepszy czas. Na razie możemy tylko odnieść się do tego, co mówią powodzianie. A mówią o dramacie, o ogromnym bólu utraty - nie tylko swojego mienia, ale o zagładzie całych miejscowości, a także o tym, że byli niewystarczająco doinformowani o zagrożeniu, a wielu z nich także o tym, że zostali zostawieni sami sobie. Gorzkie, prawda?
Zdecydowana większość moich rozmówców nie kryła rozgoryczenia i narzekała, że zarządzanie kryzysowe było na bardzo słabym poziomie. Niejako potwierdził to sam premier Tusk, wprowadzając do Lądka Zdroju i Stronia Śląskiego osoby, które miały je podnieść z niebytu. Cóż jednak z tego, skoro ucierpieli (wciąż cierpią) zwykli ludzie, a do wielu z nich pomoc wciąż nie dotarła.
I jeszcze Wrocław. O tym, że fala powodziowa będzie przechodzić przez stolicę Dolnego Śląska wiemy od co najmniej kilku dni. Mam jednak wrażenie, że sztab kryzysowy z prezydentem Wrocławia Jackiem Sutrykiem i premierem Donaldem Tuskiem zajął się uspokajaniem mieszkańców, a nie mobilizowaniem do działania. Dla kogoś, kto pamięta powódź z 1997 roku, to postawa braku pokory przed żywiołem, zwłaszcza, że wielu fachowców z dużą dozą ostrożności podchodzi do uspokajającego tonu decydentów.
W wieczór poprzedzający noc, gdy szczyt fali powodziowej był zapowiadany, mimo wszystko więcej było nad Odrą (w okolicy Ostrowa Tumskiego) gapiów niż ludzi napełniających worki piaskiem i ustawiających je wzdłuż nabrzeża. Tych było najwięcej na bulwarze Włostowica. Umocnienia budowali w odpowiedzi na apel proboszcza parafii pw. NMP na Piasku.
Z innych źródeł wiem, że mieszkańcy wielu osiedli znajdujących się w bezpośrednim sąsiedztwie kilku wrocławskich rzek mają pretensje do władz miasta, że dostarczanie piasku i worków pozostawiono na ostatnią chwilę. A przecież był czas...
Oczywiście życzę (paradoksalnie), by wysiłek wolontariuszy poszedł na marne i spełnił się scenariusz sztabowców. Jednak fala powodziowa, która będzie przechodziła przez Wrocław przez kilka dni, jest nieobliczalna. I nie chodzi o to, że będzie wyższa niż zakładają eksperci, ale napór wody może przerwać rozmoknięte wały, a wtedy może być za późno nawet na ewakuację...
Prawdopodobnie tegorocznej powodzi nie udałoby się uniknąć. Pytanie, czy nadmierny względny spokój nie sprowadził niebezpieczeństwa na wielu naszych rodaków. Na razie wciąż aktualne pozostaje pytanie: czy znając niepokojące prognozy, nie można było lepiej się przygotować na kataklizm (czytaj: wcześniej dokonać zrzutów zbiorników retencyjnych)? To też jest element zarządzania kryzysowego.
Karol Białkowski Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia teolog o specjalności Katolicka Nauka Społeczna, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Wieloletni prezenter i redaktor wrocławskiego Katolickiego Radia Rodzina, korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej, a od 2011 roku dziennikarz „Gościa”. Przez prawie 10 lat kierował wrocławską redakcją GN.