Powódź na granicy. Czy tej tragedii można było uniknąć?

Wystarczy rzut oka na mapę, by zobaczyć, że po polskiej stronie nie dało się nic zrobić. Przeciwpowodziowe instalacje mogące uchronić Głuchołazy przed powodzią musiałyby bowiem być ulokowane w Czechach. Czy w ramach euroregionu Pradziad, który obejmuje południową część województwa opolskiego i Śląsk Opawski, można robić coś więcej niż tylko projekty promujące turystykę? Choćby zbudować zbiorniki retencyjne?

Sytuacje ekstremalne rodzą w wielu z nas niespotykane i często wręcz niespodziewane odruchy solidarności. Niestety, mamy po raz kolejny szansę się o tym przekonać, patrząc na obrazki ze Śląska – Dolnego, Opolskiego, Opawskiego, Górnego czy wreszcie Cieszyńskiego. Powódź spowodowana po raz kolejny przez niż genueński niesie ogrom zniszczenia. Na szczęście, dzięki ogromnym inwestycjom publicznym w ostatnich latach, w tym budowy zbiornika Racibórz Dolny, mieszkańcy Raciborza, Kędzierzyna-Koźla, Opola, Wrocławia i setek innych miast leżących nad Odrą mogą z umiarkowanym, ale jednak spokojem przyglądać się kataklizmowi.

O takim szczęściu nie mogą mówić mieszkańcy przygranicznych miejscowości, w tym Głuchołaz, gdzie w niedzielę nad ranem woda rzeki Białej przerwała wały i zalała to urokliwe miasteczko u podnóża Gór Opawskich. Nie lepiej jest w całej Kotlinie Kłodzkiej. Nasuwa się pytanie, czy tej tragedii dało się uniknąć. Wystarczy rzut oka na mapę, by zobaczyć, że po polskiej stronie nie dało się nic zrobić. Przeciwpowodziowe instalacje, mogące uchronić Głuchołazy przed powodzią, musiałyby bowiem być ulokowane w Czechach. 

Tak jednak dochodzimy do pytania o szerszą, między-narodową solidarność. Czy istniejące od dłuższego czasu tzw. euroregiony spełniły pokładane w nich nadzieje? Czy  w ramach jednego z nich, euroregionu Pradziad, który obejmuje południową część województwa opolskiego i Śląsk Opawski, można robić coś więcej niż tylko projekty promujące turystykę? Choćby zbudować zbiorniki retencyjne? 

Teoretycznie można. Pytanie jednak, czy chcemy przeznaczyć na to duże, publiczne pieniądze. Identyczna refleksja towarzyszy mi przy lekturze opublikowanego niedawno raportu Mario Draghiego, byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Dokument poświęcony konkurencyjności UE prawdopodobnie stanie się programem politycznym nowej Komisji Europejskiej, której skład ma zostać ogłoszony w tym tygodniu. Główna konkluzja przedstawiona przez Draghiego jest następująca – państwa członkowskie muszą wydawać rocznie 800 miliardów euro więcej na inwestycje w nowe technologie.

Idea wydaje się na pierwszy rzut oka słuszna, ale po chwili namysłu pojawiają się dwa pytania. Po pierwsze, czy państwa same z siebie będą w stanie wygenerować tak ogromne środki na inwestycje i same rozwiązać wszystkie problemy? I drugie, w moim odczuciu znacznie ważniejsze – czy ta ogromna stymulacja inwestycjami także ze środków publicznych ma dotknąć wyłącznie innowacyjne przemysły? 

Powódź na polsko-czeskiej granicy przynosi odpowiedź na powyższe pytania. Nie, nie jesteśmy w stanie samodzielnie rozwiązać swoich problemów. Oczywiście nie zwalnia to nas z odpowiedzialności – tak, jak w tym przypadku, nikt nie zbuduje za nas zbiorników retencyjnych. Potrzebujemy jednak koordynacji i wspólnego wysiłku, także w zakresie finansowania. Choćby dlatego, że UE jako całość może je pozyskać na znacznie lepszych (czytaj tańszych) warunkach.

Po drugie, jakość życia nie bierze się wyłącznie z innowacji. Powódź jest wydarzeniem skrajnym, ale bez wątpienia będzie mieć wpływ na jakość życia setek tysięcy ludzi na polsko-czeskim pograniczu. Brak odpowiednich instalacji hydrotechnicznych, podobnie jak zapóźnienia w zakresie innych inwestycji publicznych – w transport, mieszkania, edukację czy zdrowie, będzie negatywnie przekładać się nie tylko na jakość życia, ale w dłuższym okresie także na konkurencyjność. W końcu to przecież nie kto inny, jak ludzie – zdrowi, dobrze wykształceni i zadowoleni z życia – stanowią podstawę każdej innowacji. Co nam po nowoczesnym laboratorium, do którego nie ma jak dojechać, gdzie nie ma komu pracować albo które w ekstremalnym przypadku zostanie zalane przez wodę?

Powódź, którą śledzimy w ostatnich kilkudziesięciu godzinach, pokazuje jednocześnie, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, że nasze rytualne dyskusje pokroju „więcej integracji” vs „silne państwa” są w gruncie rzeczy mało przedmiotowe. Jeśli chcemy rozwiązywać nasze problemy i podnosić jakość życia, potrzebujemy bowiem zarówno silnych państw (niech w tej historii reprezentuje je Racibórz Dolny), jak i silniejszej Unii (analogicznie – instalacje hydrotechniczne zbudowane w ramach euroregionu Pradziad). Nie ma w tym nic nadzwyczajnego – taka perspektywa realizuje naczelne zasady Wspólnoty, czyli subsydiarność i solidarność.

A nade wszystko potrzebujemy przypomnienia, o czym chyba Mario Draghi w swoim raporcie zapomniał, że europejski model społeczno-gospodarczy oparty był zawsze o silne inwestycje w infrastrukturę publiczną, która wyrównywała szanse i poprawiała jakość życia Europejczyków.  Nie warto z tego rezygnować w imię pompowania zysków firm z branży IT. 
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Kędzierski Marcin Kędzierski Adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.