Ostatnio obserwujemy losy obywatelskiego projektu ustawy o ochronie życia. W jego myśl ludzkie istnienie ma być chronione bezwyjątkowo. Bo jakakolwiek choroba nie przekreśla wartości życia poczętego maleństwa. A często jego przyjście pokazuje bliskim co jest najważniejsze.
Nam – dziennikarzom niejednokrotnie unaocznia to tzw. praktyka dziennikarska. Właśnie przedwczoraj, dzięki karmelitance z Sosnowca – s. Gregorii, miałam zaszczyt poznać rodziców zmarłego w lutym tego roku, niespełna 5-letniego Adasia – państwa Bogusię i Adama Plackowskich. Chłopczyk przyszedł na świat z zespołem Downa. Z czasem przyplątały mu się dolegliwości padaczkowe i wszelkie inne związane ze stałym unieruchomieniem schorzenia, tak, że nie mógł sygnalizować żadnych potrzeb i poruszać się o własnych siłach.
Wydawać by się mogło, że to katorga dla jego bliskich – przede wszystkim - matki i ojca, ale też dorosłych już sióstr. Oczywiście była to męka wynikająca ze współodczuwania cierpienia malucha, który czuł się obco we własnym, nieposłusznym mu ciałku. Ale wszystko inne – całodobowa opieka, wyręczanie – zwłaszcza przez mamę – wszelkich jego potrzeb, adaptacja do świata, którego nie mógł smakować jak zdrowe dzieci – stały się wielką rodzinną lekcją miłości.
Dzięki choremu synkowi mąż – artysta plastyk zobaczył, że najważniejsza jest rodzina – dobro Adasia, żony i córek. Zaczął żyć dając temu świadectwo. Nagle przed pięćdziesiątką ten doceniony artysta stał się dojrzałym i docenionym przez własną rodzinę ojcem i mężem. A jego żona w swoim oddaniu i bezgranicznym poświęceniu pokazała bliższym i dalszym twarz osoby świętej.
Adaś, który wcale nie mówił - tak wiele powiedział o miłości swojej rodzinie. Można chyba napisać, że własnym cierpieniem i bezradnością – odkrył jak potrafią kochać, wyrzekając się siebie.
Jego krótkie pięć lat to lekcja pokory dla wszystkich, którzy krzyczą, że chore dzieci nie mają prawa istnienia. Miał piękne czarne, rozumiejące oczy, które jego rodzice widzą codziennie na zdjęciach i portretach, które malował mu tata. Ale oczy Adasia patrzą też na wszystkich, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości.
Barbara Gruszka-Zych