Herezja Montana teoretycznie wygasła w IX wieku. Czy na pewno zniknęła całkowicie z życia Kościoła?
05.09.2024 00:00 GOSC.PL
Około 150 roku po Chrystusie narodził się w Kościele ruch, który początkowo przez swoich przeciwników nazywany był herezją frygijską – od regionu, w którym powstał, czyli leżącej na terenie dzisiejszej Turcji Frygii. Ponieważ jednak szybko rozprzestrzenił się po całym chrześcijańskim świecie i miał wielu adeptów w odległej od Frygii Galii, Italii i Afryce Północnej, przechrzczono go na montanizm – od imienia Montana, który ruch zapoczątkował.
Kim był Montan? Neofitą, który obdarzony był wieloma charyzmatami i potrafił je rozbudzać. On i ludzie skupieni wokół niego wpadali w ekstazę podczas modlitwy, prorokowali, otrzymywali wizje, dzięki którym przepowiadali bliższe czy dalsze wydarzenia. Co w tym złego? Czy Listy Pawła nie są pełne świadectw, że w Kościele wielu otrzymywało nadprzyrodzone dary – prorokowania, czynienia cudów, przemawiania różnymi językami?
Dary Ducha Świętego – charyzmaty – od początku są znakiem szczególnym chrześcijaństwa, które nie było religią skupioną na kulcie i zaprowadzaniu ładu społecznego przez poddawanie ludzi pod jarzmo boskiego Prawa, ale religią pełną Ducha i przejawów Jego mocy, „charyzmatyczną” także w naszym, potocznym rozumieniu tego słowa. I chociaż właśnie zjawisko charyzmatów w Kościele oraz ich znaczenie i wpływ na życie chrześcijan sprawiły sporo zamieszania we wspólnocie w Koryncie, do której z tego powodu Paweł skierował obszerne pisma, to dopiero charyzmatyczny ruch Montana sprawił, iż to, co wcześniej było co najwyżej źródłem pewnych kłopotów, stało się dla chrześcijaństwa naprawdę niebezpieczne.
Prawdą jest, że przejawy obecności Ducha Świętego w tych, którzy usłyszeli Dobrą Nowinę o zbawieniu przyniesionym przez Syna Bożego, są w Kościele sprawą istotną. „Troszczcie się o dary duchowe, szczególnie o dar proroctwa” – zachęca Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (14,1), przypominając jedynie, iż największym z nich jest miłość, bez której wszystkie inne są bez znaczenia. Pierwotny Kościół głosił więc Ewangelię światu, dziękując Bogu za każdego nauczyciela, i równocześnie żył pod natchnieniem Ducha Świętego, wsłuchując się w głos swoich proroków. Nad harmonijnym współdziałaniem nauczycieli i proroków mieli czuwać biskupi i prezbiterzy, których głównym zadaniem było utrzymanie całej wspólnoty w jedności. W tę właśnie harmonię ugodził Montan, który uznał, że skoro przemawia przez niego Duch Święty, on sam nie potrzebuje już słuchać nikogo innego. Liczne synody w II i III wieku po Chrystusie, organizowane nie tylko w Azji Mniejszej, potępiły montanizm, zarzucając mu nadmierny entuzjazm wobec wizji i proroctw, które prowadziły ostatecznie do odrzucenia autorytetu Kościoła. Nie bez znaczenia było także wynikające z zasłuchania w orędzia, płynące rzekomo z nieba, przekonanie zwolenników Montana, iż nastała jakaś szczególna era, wiek Ducha Świętego, który jest nawet ważniejszy niż czas Jezusa i apostołów. Dzięki tym orzeczeniom Kościoła wielu zostało przywróconych ortodoksyjnej wierze i jedności kościelnej, a sama herezja Montana – jak piszą podręczniki do historii Kościoła – najdłużej utrzymała się tam, gdzie powstała, i wygasła dopiero w IX wieku.
Czy jednak zanikła definitywnie? Jako wspólnota, która zachowała tożsamość na przestrzeni wieków, montanizm już nie istnieje. Jednak pokusy, które doprowadziły do powstania herezji frygijskiej, są znane także chrześcijanom nad Wisłą… Jeśli bardziej niż nauce Kościoła ufamy orędziom z nieba przekazywanym przez mistyków, jak również objawieniom własnym czy jakichś proroków, to możliwe, że tylko krok nas dzieli od popadnięcia w montanizm. Od czasu herezji frygijskiej Kościół na całym świecie nauczył się przyjmować tylko te dary duchowe i ufać tylko tym charyzmatykom, którzy nie stawiają się ponad Kościołem, ale przyczyniają się do jego harmonijnej budowy.
ks. Przemysław Rosik