Z perspektywy naszej przebodźcowanej rzeczywistości, liturgia po prostu jest nudna. Dopiero jednak pośród tej nudy, ciszy, powtarzalności, nasze serce zaczyna się dostrajać do częstotliwości Ducha.
01.09.2024 12:00 GOSC.PL
Kilka dni temu w katolickich zakątkach portalu X obił się echem post pewnej użytkowniczki. Pisze ona: „Wracam właśnie ze spaceru i przechodziłam koło kościoła. Czemu msze to taka nuda? Czemu każda jest praktycznie taka sama?”.
Szczerze mówiąc, w ogóle nie dziwi mnie ta obserwacja. Warto jednak zwrócić uwagę, że w odniesieniu do liturgii można mówić o kilku różnych rodzajach nudy. Przede wszystkim liturgia jest wydarzeniem, w które trzeba zostać zainicjowanym, żeby zacząć doświadczać Rzeczywistości zawartej w słowach, gestach, symbolach, znakach itd. W przeciwnym razie, cokolwiek by się na niej nie działo, będzie to dla nas nudne jak słuchanie długiego przemówienia w obcym języku, którego się nie rozumie. Ten rodzaj nudy zanika, kiedy zaczynamy pogłębiać nasze rozumienie chrześcijaństwa i liturgii. Wtedy odkrywamy, że w celebracjach – jakkolwiek by one nie wyglądały – jest po prostu ukojenie oraz doświadczenie życia, bliskości, poświęcenia i miłości silniejszej, niż pustka, samotność, lęk i śmierć. Zaczynamy dostrzegać, że „liturgia jest szkołą komunii, która uwalnia serce od obojętności, skraca dystans między braćmi i siostrami” – jak napisał niedawno papież Franciszek.
Problem w tym, że ogromna część chrześcijan nawet nie podejrzewa, że w liturgii mogą znaleźć odpowiedź na to, co jest głęboko w sercu. Dlatego nie zaczynają nawet szukać, a nie mamy w Kościele programu, który by w to doświadczenie odgórnie inicjował. Katecheza szkolna zasadniczo tu nie zadziałała, a katecheza liturgiczna w parafiach praktycznie nie istnieje. Nie możemy jednak narzekać w Polsce na brak działań wprowadzających w rozumienie modlitwy Kościoła. Wystarczy wymienić w tym miejscu tylko takie inicjatywy, jak rzeszowska Akademia Liturgiczna, rekolekcje liturgiczne Mysterium Fascinans czy działalność Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego. Jeśli dodamy do tego inicjatywy na rzecz promocji muzyki liturgicznej – od studiów z muzyki kościelnej i monodii liturgicznej, po niezliczone warsztaty muzyki liturgicznej – robi się tego całkiem sporo. Oczywiście w skali kraju nadal są to działania niszowe, będące kroplą w morzu potrzeb. Jednak kropla drąży skałę, więc myślę, że możemy patrzeć w przyszłość z nadzieją.
Jest jednak i drugi rodzaj nudy, który może jednak dopaść każdego, niezależnie od tego, jak jest świadomy i zaangażowany. Dzieje się to wtedy, kiedy ksiądz robi na Mszy cztery kazania (w tym jedno naprawdę długie), do niemal każdej modlitwy z mszału musi coś dopowiedzieć, przerobić, „udoskonalić” i generalnie czyni z uczestników liturgii zakładników swojej „kreatywności”.
Tutaj rozwiązanie jest niby prostsze, bo teoretycznie wystarczyłaby porządna formacja liturgiczna księży, ale w praktyce różnie to wygląda. Choć i tutaj zaryzykuję twierdzenie, że sytuacja zmienia się na lepsze. W pokoleniu księży do którego sam należę, panuje dużo większa wolność – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – w podejściu do liturgii. Oczywiście nie brakuje ideologów. Jedni zaciekle walczą o powrót „prawdziwej Mszy”, drudzy o „kierowanie się sercem” w odprawianiu Mszy, przez co rozumieją absolutyzowanie swoich pomysłów przy jednoczesnej ignorancji jeśli chodzi o rozumienie liturgii. Jednak coraz większa grupa księży podchodzi z dystansem do skrajności, starając się po prostu celebrować pięknie i godnie, szukać ducha liturgii, nie lekceważąc przy tym litery przepisów.
Na koniec nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. Liturgia, nawet najlepiej rozumiana i najpiękniej celebrowana, zawsze będzie trochę… nudna. Tylko że pewien rodzaj nudy jest niezbędnym elementem życia duchowego. Z perspektywy naszej przebodźcowanej rzeczywistości, liturgia po prostu jest nudna. Medytacja jest nudna. Adoracja jest nudna. Różaniec jest nudny. Dopiero jednak pośród tej nudy, ciszy, powtarzalności, nasze serce zaczyna się dostrajać do częstotliwości Ducha. Wtedy zaczynają się dziać naprawdę twórcze i zdumiewające rzeczy.
Dominik Dubiel SJ Jezuita, muzyk. Absolwent filozofii na jezuickiej Akademii Ignatianum, Edukacji artystycznej na Akademii Muzycznej w Krakowie i teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Obecnie mieszka i pracuje w Krakowie.