Po tym, jakie lekcje chcą zabrać szkole, widać, jaką szkołę chcą dać społeczeństwu.
Można sobie wyobrazić szkołę bez lekcji religii. Dla mnie to nawet nie kwestia wyobraźni, tylko pamięci, bo cała moja edukacja podstawowa i średnia przypadła na czasy, w których w przestrzeni publicznej niepodzielnie rządził „światopogląd materialistyczny”. O krzyżach mowy nie było, natomiast o sprawach wiary mowa bywała, ale zawsze z punktu widzenia władzy krzewiącej jedynie słuszną antychrześcijańską ideologię. Kościół wypadał tam więc, rzecz jasna, zawsze źle, głupio i śmiesznie. Z punktu widzenia obecnych władz resortu edukacji – sytuacja po prostu idealna. Nie widać istotnych różnic co do celu – wtedy chodziło o sformatowanie społeczeństwa pod model preferowany przez rządzących ideologów, i o to samo najwyraźniej chodzi dziś. W takich warunkach zawsze przeszkadzają inne źródła wpływu, a takim w Polsce był i jest Kościół.
Komunistom nie wyszło, bo nie oferowali ludziom w zamian nic, nawet złudzeń. Ja z pierwszego roku nauki zapamiętałem wiszące na ścianie obok godła portrety Gomułki (myślałem, że to kierownik szkoły, bo był podobny) i Cyrankiewicza. Ależ atrakcja, nie? Ichnie świątki nie były żadną alternatywą nawet dla słabo wierzących. Ba – nawet i dla niewierzących, którzy nie byli z władzą powiązani profitami rządzenia i pieniędzy.
Dzisiaj jest inaczej – alternatywą dla religii są złudzenia. Hałaśliwe i barwne, grające sześcioma kolorami tęczy, oferujące miraże wolności, której jakoby teraz nie ma. To wszystko jest nic niewarte, bo chwilowe i puste, niedające żadnej odpowiedzi na najgłębsze pytania i zastępujące szczęście ulotną przyjemnością. Jest to jednak jakaś propozycja, mająca pozory atrakcyjności, zwłaszcza że oferuje szybką realizację. Stąd to bezustanne parcie na „edukację seksualną”, która jest w istocie przyuczaniem młodych ludzi do braku odpowiedzialności za swoją seksualność. U nas wejdzie to prawdopodobnie za rok pod szyldem „edukacji zdrowotnej”, zastępując sprawdzony i ujmujący temat całościowo WDŻ.
Wobec tego wszystkiego nie powinno nikogo dziwić dążenie władzy do całkowitego usunięcia religii ze szkół. Bo o to przecież docelowo chodzi. Obsadzenie najwyższych stanowisk ministerstwa edukacji aktywistkami szczególnie zawziętymi na szkolną religię i w ogóle na Kościół to jasny sygnał, w którą stronę ma to iść. Lekcje religii są w tym długim marszu istotną przeszkodą. Jak w jednej szkole uczyć rzeczy wzajemnie sobie przeczących? Do tej pory nie było z tym problemu, bo treści nauczania były zasadniczo spójne. Ale teraz władza chce wprowadzić „nowoczesną” ideologię, dominującą w „cywilizowanych krajach”, a ta ewidentnie z religią koliduje.
Oczywiście, jeśli ludzie na to pozwolą, może wygrać koncepcja władzy – ale to nie będzie zwycięstwo społeczeństwa.
KRÓTKO:
Człowiek potencjalny
Magdalena Środa w „Wyborczej” nazwała defilady wojskowe „kuriozalnymi imprezami”. Inspiracją do jej tekstu były „osoby w mundurach niosące narzędzia do zabijania”, które przemaszerowały przez Warszawę 15 sierpnia. „I żaden biskup ani tym bardziej bóg wojny Kosiniak-Kamysz nie zaprotestował przeciw temu publicznemu pokazowi gotowości do masowych mordów” – oburzyła się. „A gdyby tak zorganizować defiladę ginekologów, którzy maszerowaliby z niesionymi w rękach narzędziami do bezpiecznej aborcji? Wszak jej przedmiotem nie są żywi ludzie (...), ale istoty zaledwie potencjalne, niecierpiące” – kontynuowała. Ileż to pacyfista zwolennik aborcji musi się nagimnastykować, żeby troskę o człowieka pogodzić z postulatem prawa do jego zabijania. Oto nowy sposób odczłowieczania: ludzie, którzy różnią się od innych tylko wiekiem i miejscem przebywania, to „istoty potencjalne”. I skoro są jakoby „niecierpiące”, to nie ma problemu. Problemem są defilady.
Taki rozwój
Eutanazja w Kanadzie staje się rutynową praktyką – wynika z raportu think tanku Cardus. W ciągu sześciu lat liczba uśmierceń zwiększyła się tam trzynaście razy – z 1018 w roku 2016 do 13 241 w 2022 roku. To światowy rekord. Między prośbą o eutanazję a jej wykonaniem mija średnio 11 dni, a tylko 3,5 proc. wniosków spotyka się z odmową. Kogoś to dziwi? Legalizacja deprawacji zawsze tak działa.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.