Problem z dziełami Rupnika polega nie tylko na tym, że przypominają one ofiarom o krzywdzie, ale także na tym, że są to kompozycje nienadające się do przestrzeni sakralnej.
Kilka miesięcy temu w felietonie „Kościół wobec przemocy” wspomniałem o komisji powołanej przez biskupa Lourdes w celu ocenienia twórczości Marka Rupnika, którego mozaiki zdobią fasadę tamtejszej bazyliki. Pod wpływem świadectw ofiar byłego jezuity bp Jean-Marc Micas postarał się o utworzenie „grupy refleksji”, która miała mu pomóc w podjęciu ostatecznej decyzji na temat losu tych dzieł. Podczas pracy tej grupy sam biskup nabrał głębokiego przekonania, że mozaiki trzeba usunąć, komisja jednak nie była jednomyślna. W końcu zdecydowano się na rozwiązanie pośrednie – na razie mozaiki nie będą podświetlane, aby ich nie eksponować, zwłaszcza podczas wieczornych procesji. Hierarcha wyznał jednak, że „potrzeba nadal dojrzewać do tej decyzji, przekonywać do niej, szukać argumentów i słuchać jej przeciwników, aby osiągnąć większą jednomyślność w tej sprawie”.
W swoim felietonie zwracałem uwagę, że problem z dziełami Rupnika polega nie tylko na tym, że przypominają one ofiarom o nadużyciach, których wobec nich dopuścił się artysta, ale także na tym, że są to kompozycje infantylne, nienadające się do przestrzeni sakralnej. Dlatego cieszę się z głosu włoskiego malarza Francesca Mori, który napisał niedawno na portalu La Nuova Bussola Quotidiana: „Pierwszym »grzechem« Rupnika jest jego estetyka”. Mori przypomina, że Rupnik wielokrotnie odcinał się od tradycji zachodniego malarstwa, uważając je za zbyt racjonalistyczne, a co za tym idzie, rzekomo niepotrafiące ukazać wielkich tajemnic Boga. Dlatego sięgał do abstrakcji Kandinsky’ego i raczkującej figuracji pierwszych wieków chrześcijaństwa. W efekcie zaoferował odbiorcom postaci zdeformowane, o nienaturalnych proporcjach ciała, o ogromnych czarnych oczach. Wszystkie te elementy – pisze włoski malarz – sprawiają wrażenie „wielkiego komiksu dla dzieci, na szybko naszkicowanego, wyrwanego z kontekstu i na siłę przeszczepionego do najświętszych i najważniejszych miejsc chrześcijaństwa”. Taka estetyka zdaje się sugerować, że Bóg stwarzając nas tak, jak nas stworzył… popełnił jakiś błąd.