Mieszkańcy Białopola przy granicy z Rosją mówią, że dzięki operacji kurskiej oni trochę odetchnęli.
Po wkroczeniu 6 sierpnia wojsk ukraińskich do Rosji Białopole, przygraniczne miasteczko na północnym wschodzie Ukrainy, po raz pierwszy od początku "dużej wojny" ma szansę odetchnąć z ulgą; w końcu ustały tu codzienne ostrzały artyleryjskie i ataki dronów - mówią PAP jego mieszkańcy. "Jedynym zagrożeniem pozostaje już tylko rosyjskie lotnictwo, które zrzuca na nas KAB-y, kierowane bomby lotnicze, ale po wejściu naszych do obwodu kurskiego w tej części obwodu sumskiego naprawdę zrobiło się o wiele spokojniej" - opowiada młoda kobieta w sklepie w centrum Białopola.
Do lutego 2022 roku, gdy Rosja otwarcie ruszyła swoimi wojskami na Ukrainę, Białopole liczyło prawie 16 tys. mieszkańców. Dziś jest niemal wyludnione. Do granicy z Rosją jest stąd w linii prostej około dziewięciu kilometrów. Rosyjskie stanowiska artyleryjskie do niedawna znajdowały się więc tuż obok. Przypominają o tym zrujnowane domy, powybijane okna i dziury po wybuchach w chodnikach.
Po opustoszałym deptaku w centrum miasteczka hula wiatr, skrzyżowanie dalej przejeżdża rowerzysta, od czasu do czasu przemkną wojskowe pojazdy oznakowane charakterystycznym dla operacji kurskiej Ukrainy białym trójkątem. Zatrzymają się tu na chwilę, by żołnierze wypili kawę w kawiarence, przed którą stoi dwumetrowa replika wieży Eiffla, lecz potem pomkną dalej.
Życie tętni jednak w budynku merostwa, tuż obok parku im. Tarasa Szewczenki. Zza zabitych płytami paździerzowymi okien słychać śmiech pracujących tam kobiet. Ustaje, gdy nad Białopolem zaczyna wyć syrena. "Wszyscy do schronu! Lecą KAB-y!" - wykrzykują urzędniczki.
"Dokąd ja mogę wyjechać? Tutaj mam pracę i mieszkanie, za które i tak muszę płacić, bo wojna nie zwalnia z opłat komunalnych. Dlatego zostałam. Pracuję w piwnicy i ratuję się lekami uspokajającymi" - wyznaje jedna z kobiet w schronie, w którym ustawiono biurka z komputerami.
Alarm kończy się po kilku minutach i wszyscy wychodzą na podwórze. Mer Białopola Jurij Zarko tłumaczy, że zrzucane z rosyjskich samolotów KAB-y lecą do jego miasta około sześciu minut. Pozwala to na ostrzeżenie nielicznych mieszkańców. "Pocisk artyleryjski leci za to kilka sekund. Wkroczenie naszych wojsk do Rosji przyniosło nam więcej spokoju i przewidywalności w codziennym życiu" - mówi PAP.
Uderzenie KAB-a kilka dni temu zabiło jednak w miasteczku 35-letniego mężczyznę i poważnie raniło jego 11-letnią córkę. Dwa dni temu rosyjski nalot zniszczył wieżę telekomunikacyjną, przez co nie działają telefony komórkowe i internet - wymienia mer. "Ale nie traćmy czasu na narzekania i politykę. Jesteście z Polski, to pokażę wam miejsce, gdzie swój twórczy szlak rozpoczynał Kazimierz Malewicz, ukraiński awangardzista polskiego pochodzenia. To w Białopolu po raz pierwszy spotkał się ze sztuką" - oświadcza.
Malewicz mieszkał tu z rodzicami kilka lat, będąc jeszcze dzieckiem. Upamiętnia to mural na budynku dawnego soboru. Sam artysta wspominał, że spotkanie z malarzami, którzy tworzyli tam ikony, wywarło na nim ogromne wrażenie. Z inicjatywy mera Zarki na sąsiednim skwerze stanęła wykonana w kamieniu kopia pracy Malewicza "Biały krzyż na szarym tle". W rogu widnieje symbol najbardziej znanego dzieła tego twórcy suprematyzmu, "Czarnego Kwadratu na Białym Tle".
Nieco dalej stoi monumentalna postać Archanioła Michała i znów do rozmowy powraca polityka. Wokół rzeźby umieszczono tablice mieszkańców Białopola, którzy zginęli w ciągnącej się od 2014 roku wojnie Ukrainy z Rosją.
"Kiedyś znowu zaczniemy przecież rozmawiać z Rosjanami, za jakieś kilkadziesiąt, a może sto lat. Dziś nie czujemy nawet wobec nich złości, czy nienawiści, a jedynie pogardę. Bo człowiek powinien przecież mieć zasady moralne. Oni, zabijając nas bez żadnej refleksji każdego dnia, tych zasad po prostu nie mają" - mówi na pożegnanie mer Zarko.
Z Białopola Jarosław Junko