Imię Carmen kiedyś budziło skojarzenia z bohaterką opery Bizeta. Ale miłośnicy seriali, kiedy je słyszą, nie mają wątpliwości, że nie chodzi o ponętną Cygankę, ale o neurotycznego szefa kuchni z Chicago. Carmen „Carmy” Berzatto fascynuje widzów na całym świecie już w trzecim sezonie „The Bear” (Disney+), o którym trudno nawet jednoznacznie napisać, że jest serialem.
Nie ma tam akcji, ciągłości odcinków, chronologii. Jest rodzina Berzatto i grupa ich przyjaciół, którzy ogromnym wysiłkiem otworzyli restaurację i teraz starają się, by zdobyła ona uznanie nie tylko konsumentów, ale i krytyków. Twórcy „The Bear” (taką nazwę nosi restauracja) eksperymentują na potęgę z formą. Pierwszy odcinek jest kolażem scen pozornie niemających związku, inne tworzą osobne, zamknięte całości poświęcone poszczególnym postaciom pracującym w restauracji. Ale kto oglądał poprzednie dwa sezony, miał okazję przywyknąć; kto wytrwał i dalej ogląda, zapewne doceni i sezon trzeci.
Czym zatem „The Bear” przyciąga? Zaczynając od formy – jest ona dostosowana do percepcji pokolenia wychowanego w sieci, a nie na linearnej telewizji, traktującego jej zawartość jak menu, z którego czerpie według własnego uznania. Chronologia, związki przyczynowo-skutkowe, rozwijanie się poszczególnych wątków nie są już potrzebne. Skupiamy uwagę na bohaterach. Nie jest ich wielu, za to każdego poznajemy wraz z całą jego pokręconą psychiką, życiem osobistym, z którym nie mogą sobie poradzić, traumami, czasem kłopotami, jak związać koniec z końcem. I na to scenarzyści nie żałują czasu. Ósmy odcinek praktycznie w całości poświęcony jest na rozmowę mającej za chwilę rodzić Natalie (siostry Carmy’ego) ze schizofreniczną matką (rewelacyjna rola Jamie Lee Curtis), z którą wcześniej nie mogła w ogóle rozmawiać. I jest to naprawdę poruszające, choć kameralne kino. W innym odcinku poznajemy historię Tiny, kucharki z „The Bear”, która po zwolnieniu z poprzedniej pracy przez wiele miesięcy nie mogła znaleźć żadnego zatrudnienia. Sam Carmy jest uwięziony w jakiejś psychicznej pętli, przypomina pisarza z „Dżumy” Camusa, który wciąż pisze to samo zdanie, bo wydaje mu się ono ciągle niedoskonałe. Carmy tworzy kulinarne arcydzieła i… wyrzuca je do kosza. Dążenie do perfekcji w pewnym sensie go zniszczyło, pozbawiło życia osobistego, zamknęło na innych ludzi. Całość składa się na obraz współczesnej, a może odwiecznej Ameryki, gdzie toczy się nieustanna walka – dla jednych o zdobycie szczytu, a dla innych o przetrwanie. Ogromne powodzenie serialu tylko potwierdza, że świat jest globalną wioską, a i traumy też mamy wspólne.