O śledztwie smoleńskim, kompromisach w sprawach bioetycznych i sporach dzielących społeczeństwo z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim rozmawiają ks. Marek Gancarczyk i Andrzej Grajewski.
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w Polsce, zgodnie z prawem, każdego roku zabijanych jest kilkaset dzieci nienarodzonych. Najczęstszą przyczyną są stwierdzone w czasie badań prenatalnych poważne choroby. Czy Pan godzi się na taki stan rzeczy?
– To oczywiście smuci, ale warto zrobić statystykę porównawczą, pokazującą ilość aborcji przed wejściem w życie obowiązującej ustawy i gdy zaczęła działać, a przypomnę, że obowiązuje ona już od wielu lat. Mam nadzieję, że obrońcy życia nienarodzonego widzą tu ogromny postęp. Dawniej nie istniały przecież większe ograniczenia dla dokonywania aborcji. Dzisiaj – z mocy prawa – może ona mieć miejsce tylko w przypadku ciąży zagrażającej życiu dziecka lub matki i w przypadku ciąży powstałej w wyniku gwałtu czy kazirodztwa. Jednak i w takich sytuacjach nikt nie musi przerywać ciąży i każdy może podjąć decyzję na własne ryzyko i w zgodzie z własnym sumieniem. Także decyzję – w moim przekonaniu – pełną heroizmu o urodzeniu dziecka pomimo dramatycznych okoliczności.
Ale przecież zawsze jest możliwość, aby ten stan prawny poprawić.
– Owszem, ale radzę uważać z naruszeniem kruchego kompromisu politycznego w tej sprawie. Jakkolwiek by na sprawę spojrzeć, jest to kompromis chroniący życie nienarodzone w stopniu o wiele dalej idącym niż w ogromnej większości krajów europejskich. Krytykują i kwestionują go głównie radykalne środowiska żądające prawa aborcji na życzenie.
Czyli gdy pod koniec czerwca będzie przez Sejm rozpatrywany społeczny wniosek, pod którym podpisało się prawie 600 tys. osób, domagających się całkowitej ochrony życia dzieci nienarodzonych, także chorych, to Pan go nie poprze?
– Byłem jednym ze współautorów pierwszej ustawy antyaborcyjnej. Poparłem obowiązującą dziś ustawę, gdyż w moim przekonaniu chroni życie nienarodzone w stopniu maksymalnie możliwym. Nie potrafiłbym narzucić innym heroizmu obowiązkowego urodzenia dziecka powstałego w wyniku gwałtu czy z kazirodztwa. Postawy heroizmu muszą wynikać z własnego przekonania i nakazu moralnego, a nie z przymusu prawnego. Obecne inicjatywy nowelizacji czy zmiany obowiązującego prawa wpisują się – moim zdaniem – w kampanię wyborczą.
SLD zapowiada ofensywę światopoglądową, domagając się liberalizacji ustawy o ochronie życia, legalizacji związków homoseksualnych oraz adopcji dzieci przez homoseksualistów. Jakie jest Pana zdanie w tym względzie?
– To też przykład aktywności przedwyborczej, a nie realnego odczytania oczekiwań społecznych czy realnego układu sił w parlamencie koniecznego do przeprowadzenia takich zmian w prawie. Ja swoje poglądy w tej kwestii wyrażam życiem jako ojciec, który wraz z żoną wychował pięcioro dzieci. Pomysły, o których ksiądz mówi, mogą zdestabilizować polskie prawo, a rolą prezydenta jest jego stabilizowanie i nieuleganie naciskom ani z lewej, ani z prawej strony.
W kwestii in vitro poglądy Pana Prezydenta są sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Jak godzi Pan taką postawę z tym, że jest Pan członkiem tego Kościoła?
– Moje poglądy w tej sprawie są znane. Także dlatego że jestem ojcem piątki dorosłych już dzieci, a dzisiaj też dziadkiem rosnącej gromadki wnucząt. Nigdy jednak nie stanąłem w obliczu osobistego dramatu niemożności doczekania się dziecka. A takich sytuacji jest dzisiaj coraz więcej. Ja już nie będę musiał dokonywać wyboru: doczekamy się dziecka czy też uznamy, że nauka Kościoła zamyka drogę zapłodnienia poprzez metodę in vitro. W sensie osobistym, choćby ze względu na wiek, to już nie jest mój problem. Będąc za życiem i znając szczęście ojcostwa, nie mogę żądać od innych rezygnacji z marzeń o własnym dziecku. I znowu uważam, że ewentualnego heroizmu – w tym wypadku heroizmu rezygnacji – można oczekiwać od siebie, a nie powinno się zmuszać innych poprzez system prawa. Dzisiaj zabiegi in vitro w zasadzie są ograniczone jedynie przez cenę zabiegu.
To również nie jest sprawiedliwe. Proszę jednak zauważyć, iż o ile w ogóle wejdą w życie jakieś rozwiązania ustawowe, to przecież nie będą one zmuszały kogokolwiek do stosowania tej metody zapłodnienia. Każdy, kto będzie miał wątpliwości natury moralnej, będzie mógł wybrać inne rozwiązanie i inne metody zgodne z jego sumieniem i nauką Kościoła. Ostatnio w środowiskach obrońców życia dużo mówi się o naprotechnologii i ją się propaguje. To dobrze. Nie oceniam jej wartości, ale uważam, że każdy ma prawo do swobody wyboru metody zapłodnienia. Żaden polityk i żaden prezydent nie może być władcą czy właścicielem sumienia obywateli. Trzeba uszanować różnorodność i wrażliwość poglądów w jak największym stopniu. Tu znowu otwiera się ewentualne pole do politycznego, a nie moralnego kompromisu. Ten kompromis to także poszukiwanie jak najdalej idącej ochrony zarodków stworzonych w wyniku metody in vitro.
ks. Marek Gancarczyk, Andrzej Grajewski