„Znów wędrujemy ciepłym krajem / malachitową łąką morza.” Niestety, nie da się czytać ani słuchać „Piosenki” bez nuty smutku i dreszczu przerażenia.
13.08.2024 08:06 GOSC.PL
Moi znajomi, którzy niemal każdy swój urlop spędzają w Chorwacji, opowiadali mi, że ilekroć dojeżdżają do wakacyjnego kraju ich marzeń, nucą za Grzegorzem Turnauem: „Znów wędrujemy ciepłym krajem / malachitową łąką morza.” To wiersz „Piosenka”, który napisał w 1938 roku Krzysztof Kamil Baczyński i który upowszechnił swą muzyczną interpretacją krakowski artysta. „Piosenka” jest owocem drugiego pobytu siedemnastoletniego Poety na wakacyjnej kolonii w miejscowości Nečujam (Chrobrzyn) na chorwackiej wyspie Šolta. Tam Baczyński miał przeżyć jedne ze swych pierwszych zachwytów, uniesień i zauroczeń, które wyraził w poezji i malarstwie.
Ci, którzy naocznie lub przynajmniej na zdjęciach oglądali wyspę Šolta czy podobne chorwackie krajobrazy, mówią, że „Piosenka” świetnie oddaje ich odczucia. Morze przypomina łąkę mieniącą się kolorami. Gorący wiatr pali policzki jak pokrzywa. „Pejzaż w powieki miękkie wsiąka”. A wieczór przynosi orzeźwienie – noc „liże morze słodką grzywą” i „winogrona gwiazd rozdaje”. Ciepło, barwność, płynność, miękkość, słodycz, beztroska, szczęście. Błogosławieństwo ziemi i morza. Znów jesteśmy w Raju lub Arkadii.
Niestety, nie da się czytać ani słuchać „Piosenki” bez nuty smutku i dreszczu przerażenia. „Piosenka” to wczesny utwór Baczyńskiego. Wiemy jednak, że już niedługo jego wyobraźnia poetycka zostanie okryta (jak sugestywnie śpiewała Ewa Demarczyk) „szkłem bolesnym”. Zamiast „malachitowej łąki morza” pojawią się „płonące łąki krwi”. Zamiast „ciepłej ziemi” – „ziemia przez nas zabita”. Wiatr nie będzie się już kojarzył z jasnością i owocami, ale z sączącą się krwią i ciemności płachtą. Morze – nie z kolorami, lecz z wisielcami. Pozostaną tylko umierające ptaki. Ich śmierć Poeta zauważył w swym Raju, ale zdanie o niej („Ptaki powrotne umierają / wśród pomarańczy na rozdrożach.”) wziął w nawias, jakby chciał pomniejszyć jej znaczenie lub odesłać ją na dalszy plan. Niestety, wkrótce Poeta się przekona, że śmierci nie można wziąć w nawias. Można tylko zapytać: „Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?”
Dlaczego krótkie, tragiczne i bolesne życie Baczyńskiego zaczęło się doświadczeniem Arkadii? Być może – jak ewangeliczne wydarzenie Przemienienia – miała ona dać mu siłę na czas męki. Być może miała napoić Poetę pięknem, które trwale pozostanie w jego twórczości i pomoże przetrwać cierpienie. Być może miała go obdarzyć podświadomą pewnością, że pierwotnym i ostatecznym słowem Boga jest dobro. Dobro, którego nie zatrze żadne ludzkie okrucieństwo.
„Znów wędrujemy ciepłą ziemią, / Znów wędrujemy ciepłym krajem.” Smakując sierpniowego słońca, wiatru i morza, nucimy „Piosenkę” Baczyńskiego. I pamiętamy o jego sierpniach – tych idyllicznych, i tych wojennych. Tych w Nečujamie, i tych w Warszawie. I o tym ostatnim sierpniu, sprzed osiemdziesięciu laty. Pamiętamy, wierząc, że w końcu „łez grzmot jak lawina kamieni / w małe żuki zielone się zmieni”. I że „ten, który bez nadziei czeka”, będzie „jak człowiek szedł do Boga-Człowieka”. A ciemność pokrywająca ziemię zostanie na zawsze przyświecona „blaskiem skrzydeł” białych aniołów – ptaków powrotnych, które nie umierają.
Jacek Wojtysiak Profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Prywatnie: mąż Małgorzaty oraz ojciec Jonasza i Samuela. Sympatyk ruchów duchowości małżeńskiej i rodzinnej.