Za oknem, w kopertach pejzażu, czekają na nas listy miłosne od Boga.
Gdy byłem dzieckiem, na środku podwórza rosła stara wiśnia. Tuż nad ziemią rozwidlała się na dwa potężne pnie, po których ciągle wspinały się koty. Pewnego dnia przyjechali robotnicy z piłą elektryczną i – kawałek po kawałku – wycięli stare drzewo. Z dnia na dzień na podwórzu zrobiło się całkiem pusto. Kilkanaście lat później do mieszkania na piętrze naszego domu wprowadziła się Maria Wiśniewska, emerytowana nauczycielka, wdowa po Edmundzie, któremu napisałem poetyckie epitafium. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie rosła wiśnia, syn postawił jej altankę. Latem pani Wiśniewska potrafi tam siedzieć godzinami. Koty włażą jej na kolana.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel