Święty Dominik Guzman nocami kładł się na posadzce kościoła i płakał: Co się stanie z grzesznikami?

Opat ze św. Pawła w Narbonne pisał, że „nigdy nie znał nikogo, kto by modlił się tak wiele i tak dużo płakał”.

Płacze jeszcze ojciec czytając publicznie Biblię? – zapytałem o. Tomasza Nowaka, rozchwytywanego rekolekcjonistę. „Coraz bardziej! Ostatnio najczęściej wtedy, kiedy sobie uświadamiam bliskość Jezusa, ale też – od niedawna – gdy wspominam św. Dominika”.

Dominik Guzmán nocami zamykał się w pustym rzymskim kościele św. Sabiny na Wzgórzu Awentyńskim i leżąc na posadzce, płakał: „Boże, co się stanie z grzesznikami?”. Dominikanie zrodzili się z tego płaczu.

„Dominik był, jak zauważył kardynał Villot, człowiekiem »zdumiewająco wolnym«” – pisze Irlandczyk Paul Murray OP. „Zwłaszcza podczas modlitwy z ledwością mógł się opanować, często wołał do Boga pełnym głosem. Jego prywatna modlitwa była otwartą księgą dla braci”. Jordan z Saksonii notował: „Bóg obdarzył Dominika specjalną łaską płaczu nad grzesznikami oraz nad nieszczęśliwymi i strapionymi; nosił ich cierpienia w wewnętrznym sanktuarium swojego współczucia, a owo współczucie, które wobec nich odczuwał, zraszał serdecznymi łzami”. „Był człowiekiem, który płakał, i w jego błyszczących łzach widać było miłość ludzką i delikatną; ludzką, ponieważ boską” – dodaje dominikanin Simon Tugwell, przywołując opinię opata ze św. Pawła w Narbonne, który „nigdy nie znał nikogo, kto by się modlił tak wiele i tak dużo płakał”.

W czasach, w których żył założyciel Zakonu Kaznodziejskiego, w południowej Francji i we Włoszech jak grzyby po deszczu wyrastały sekty głoszące, że należy żyć w całkowitym ubóstwie. Dominik zdawał sobie sprawę z tego, że by dotrzeć do tych ludzi, sam musi stać się żebrakiem. Zaczął od tego, że… zdjął z nóg sandały.

Mocno akcentował element życia żebraczego. Poszedł w tym nawet dalej niż Biedaczyna z Asyżu. Święty Franciszek mówił do braci: „Gdy zabraknie wam pożywienia i będziecie głodni, idźcie żebrać”, a Dominik uczynił z żebrania sposób głoszenia Dobrej Nowiny i dotarcia do ludzi. Wraz z biskupem Diego (który proponował cysterskim opatom debatującym w Montpellier, jak zdławić dynamicznie rozwijającą się herezję albigensów: „Jeśli chcecie nawrócić ku prawdzie te zbłąkane umysły, zacznijcie od dania im dobrego przykładu. Porzućmy zbytek naszych orszaków i pieszo, ubodzy, jak nasz Zbawiciel, głośmy prawdziwą naukę Ewangelii”), przez lata głosił Dobrą Nowinę, wędrując po terenach południowej Francji. Był w tym niestrudzony. ​Po roku 1207 większość z tych, którzy ruszali wraz z nimi, wycofała się z misji, widząc, że niewiele osiągnęli. „Brat Dominik pozostał sam, nieustannie głosząc” – dopowiadał Jordan z Saksonii.

To on zanotował: „Gdy mistrz Dominik zbliżał się do końca ziemskiej pielgrzymki, przywołał do swego łoża najroztropniejszych braci i powiedział im w zaufaniu, że będzie dla nich bardziej pożyteczny po śmierci niż za życia”.

Zmarł 6 sierpnia 1221 roku w Bolonii – mieście ​z czerwonej cegły, które słynie z najstarszego uniwersytetu świata i portyków, które w samym centrum mają długość 38 kilometrów.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz Marcin Jakimowicz Urodził się w 1971 roku. W Dzień Dziecka. Skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim. Od 2004 roku jest dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – poruszające wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem „Dzikim”. Wywiady ze znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznawali się do wiary w Boga stały się rychło bestsellerem. Od tamtej pory wydał jeszcze kilkanaście innych książek o tematyce religijnej, m.in. zbiory wywiadów „Wyjście awaryjne” i „Ciemno, czyi jasno”.