Bohater dzisiejszego pierwszego czytania, Elizeusz, był uczniem słynnego proroka Eliasza.
Bohater dzisiejszego pierwszego czytania, Elizeusz, był uczniem słynnego proroka Eliasza. Został prorokiem w spektakularny sposób, kiedy Eliasz na wyraźne polecenie Boga zarzucił na niego swój płaszcz. I tak namaścił Elizeusza na proroka. Gdy Eliasz po jakimś czasie został wzięty do nieba na ognistym rydwanie, „duch Eliasza spoczął na Elizeuszu” – jak mówili obserwujący to wydarzenie z daleka inni prorocy. Czyli został następcą proroka z Tiszbe. Czytając opowieść autora Ksiąg Królewskich o Elizeuszu, można odnieść wrażenie, że jego działania były bardziej spektakularne niż mistrza. Przypisywanych jest mu kilkanaście różnych cudów. Jednym z nich jest właśnie cudowne rozmnożenie chleba, o którym słyszymy w pierwszym czytaniu.
Przyniesione przez pewnego człowieka Elizeuszowi dwadzieścia bochenków chleba posłużyło do nakarmienia stu ludzi – twierdzi autor Ksiąg Królewskich. To analogia do historii z Ewangelii. By zobaczyć dynamikę tej sceny, warto przyjrzeć się szczegółom. Z kontekstu poprzedzającego ten fragment można wnioskować, że były to czasy głodu. Narzekanie sługi, że dwadzieścia chlebów to za mało dla takiej rzeszy, może więc wynikać z tego, że chciał jak najwięcej zostawić dla siebie i swojego pana. A chleby te najpewniej nie były wielkimi bochnami, ale raczej czymś, co przypominało nasze placki. To, że pozostawiono resztki, pokazuje jednak, że wszyscy najedli się do syta. Owi nakarmieni – to też warto sobie uzmysłowić – byli pewnie uczniami proroka. Elizeusz jawi się więc jako ten, kto troszczy się o swoich i mocą Bożą daje im w obfitości chleb, choć po ludzku było go za mało.
Zdawkowa opowieść jest więc pochwałą Boga, który karmi nawet wtedy, kiedy jest to niemożliwe. Jest tu też pochwała Elizeusza, który nie gromadzi dla siebie, ale dzieli się z uczniami. Wreszcie jest orędziem nadziei dla utrapionych, że dla Boga naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych.
Andrzej Macura W I czytaniu