Ten tydzień jest dobrą okazją, żeby bardziej wsłuchać się w głos kobiet w Kościele. W głos sióstr zakonnych, które w wielu miejscach są traktowane jako osoby drugiej kategorii, przeznaczone do usługiwania księżom. W głos kobiet, które chciałyby mieć większy wpływ na codzienne decyzje podejmowane we wspólnocie Kościoła, wpływ niezapośredniczony przez mężczyzn.
22.07.2024 12:35 GOSC.PL
Nieczęsto zdarza się taki tydzień w Kościele, abyśmy wspominali aż tyle świętych kobiet, i to tak wysokich „rangą”. Dziś przypada bowiem święto Marii Magdaleny, a jutro kolejne święto – św. Brygidy, patronki Europy. W środę czeka nas z kolei wspomnienie św. Kingi, a w piątek – św. Anny, matki Maryi.
Jednocześnie w zeszłym tygodniu na drugą kadencję na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej wybrała została Ursula von der Leyen, a po wczorajszej rezygnacji ze startu w wyborach prezydenta Joe Bidena najbardziej prawdopodobną kandydatką Partii Demokratycznej na ten bodaj najważniejszy w świecie urząd będzie Kamala Harris.
W moim odczuciu to doskonała okazja, by trochę przyjrzeć się roli kobiet w życiu społecznym i publicznym w Polsce. Tym bardziej że możemy odnaleźć niemal kompletnie odmienne perspektywy. W Kościele mamy bowiem w uszach słowa Jana Pawła II o tzw. geniuszu kobiety i jej wyjątkowej roli, a z drugiej strony zdarza nam się słyszeć okrzyki o tzw. piekle kobiet. Analogicznie jedni zauważą, że Polska jest krajem o relatywnie jednej z najmniejszych różnic w zarobkach pomiędzy kobietami i mężczyznami, podczas gdy inni będą argumentować, że nasz kraj jest w absolutnym ogonie, jeśli idzie o przestrzeganie praw kobiet. Możemy przyjąć, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – osoby o poglądach bardziej prawicowych nie będą widzieć wielkiego problemu, natomiast wyborcy o wrażliwości bardziej lewicowej będą utyskiwać na wszechobecny patriarchat, przenikający wszystkie obszary naszego życia.
Jaka jest prawda? Jak to zwykle w naukach społecznych, bywa ona polifoniczna: zależy, gdzie ucho przyłożyć. Warto jednak próbować wsłuchać się w różne melodie, bo może się okazać, że razem tworzą one jakąś harmonię. Chciałbym zacząć od przywołania wypowiedzi liberalnej filozofki Agaty Bielik-Robson, która przed kilkunastoma laty, spytana o patriarchat w Polsce, powiedziała, że takie zjawisko istnieje w niewielkim stopniu w porównaniu do innych państw, bo naszym krajem rządzą księża oraz, uwaga, kobiety „w wieku postseksualnym”. Bielik-Robson w cytowanym wywiadzie dodała jeszcze, że „wiele kobiet w Polsce zapomina, że feminizm to są nie tylko prawa, ale też obowiązki. W Polsce kobieta chciałaby mieć jedno i drugie: mieć tradycyjne przywileje, w których ona jest mistrzynią od spraw prywatnych, i prawa feministyczne, np. do samorealizacji”.
Wypowiedź Bielik-Robson do dziś budzi sporo kontrowersji. Wydaje się, że jest w niej trochę racji – zwłaszcza jeśli chodzi o stosunek starszych kobiet do młodych dziewczyn. W relacji tej można odnaleźć coś na kształt „fali” znanej z wojska. Mamy bowiem coraz więcej dowodów płynących z badań, że młode kobiety, a zwłaszcza młode matki, doświadczają w Polsce hejtu i dyskryminacji. Może zatem doświadczają one swego rodzaju „piekła kobiet”, choć niekoniecznie spowodowanego prawem aborcyjnym, a bardziej społecznym klimatem tworzonym przez ich starsze „siostry”.
Jednocześnie jednak wiemy, że nieraz „ofiary” różnych systemów stają się ich najbardziej zagorzałymi obrońcami. Tak jest choćby z piętnowanym tak często przez papieża Franciszka klerykalizmem w Kościele, który wbrew pozorom podtrzymywany jest głównie nie przez samą hierarchię, ale świeckich. Zresztą jeśli spojrzeć na grupy społeczne, które doświadczają dziś najsilniej wykluczenia, znajdziemy wśród nich młodych mężczyzn z prowincji. To jednak wcale nie oznacza, że w Polsce nie mamy do czynienia z czymś, co potocznie zwiemy patriarchatem.
Z drugiej strony trudno nie dostrzec, że zdecydowana większość studiujących w Polsce to kobiety, że coraz częściej zajmują one eksponowane stanowiska w biznesie, że mogą iść podobnymi ścieżkami kariery zawodowej co mężczyźni i że zarabiają bardzo podobnie do nich (zwłaszcza jeśli porównamy to nawet do innych państw Zachodu). Jednocześnie wciąż mamy do czynienia z rzeczywistościami, w których, w przeciwieństwie do wielu miejsc w biznesie, wciąż dominuje feudalny model relacji, określany nieraz w mediach mianem „folwarku”. To przestrzenie, gdzie wciąż rządzą dwie naczelne zasady porządkujące świat, jak słusznie zauważył kard. Grzegorz Ryś. Te dwa przykazania to: „zawsze tak było” oraz „nigdy tak nie było”. W takich środowiskach kobietom szczególnie trudno się wybić i uzyskać autonomię.
Tak się składa, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, że mam okazję funkcjonować blisko trzech takich folwarcznych rzeczywistości – świata akademii, świata polityki i wreszcie świata Kościoła. Może ten tydzień, przesycony wspomnieniami świętych kobiet, jest dobrą okazją, żeby wsłuchać się mocniej w głos kobiet w Kościele. W głos sióstr zakonnych, które niestety wciąż w wielu miejscach są traktowane jako osoby drugiej kategorii, przeznaczone do usługiwania księżom. W głos kobiet, które chciałyby mieć większy wpływ na codzienne decyzje podejmowane we wspólnocie Kościoła, wpływ niezapośredniczony przez mężczyzn. W głos teolożek, które mogą nam powiedzieć coś nowego o Bogu. Wreszcie w głos wielu wielodzietnych matek, które mówią o obiektywnych trudnościach ze stosowaniem naturalnych metod rozpoznawania płodności i wołają, żeby ktoś je dostrzegł. Niech historie św. Marii Magdaleny, św. Brygidy, św. Kingi czy choćby św. Katarzyny ze Sieny będą dowodem na to, że także w Kościele warto posłuchać kobiecego głosu.
Marcin Kędzierski Adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.