Ekspert: aby Zachód odczytał to jako sygnał, władze musiałyby uwolnić kilkaset osób.
Osiemnastu uwolnionych więźniów politycznych to zbyt symboliczna liczba przy obecnej ogromnej skali represji - ocenił w rozmowie z PAP niezależny analityk Arciom Szrajbman. "Dla Zachodu czytelnym sygnałem byłoby uwolnienie przynajmniej kilku setek ludzi" przez białoruskie władze - dodał.
W ostatnich tygodniach Mińsk uwolnił - według obrońców praw człowieka - 18 osób. Jest to największy taki "gest" od początku masowych represji w 2020 r. Jednak więźniów politycznych na Białorusi jest ponad 1400, a codziennie pojawiają się informacje o nowych zatrzymaniach lub procesach.
"Nie wiemy, dlaczego Łukaszenka wypuścił tych więźniów i możemy tylko spekulować o przyczynach. Nie znamy nazwisk tych ludzi (oprócz jednego podanego do publicznej wiadomości - PAP), ale, znają je obrońcy praw człowieka. Raczej na pewno można wykluczyć wyjaśnienie Łukaszenki, że chodziło o ludzi starszych i chorych. Uwolnienie więźniów to z pewnością dobra wiadomość. Nie wiemy jednak, jakie było kryterium" - powiedział Szrajbman.
"Względy humanitarne wykluczamy, to był świadomy polityczny gest. Może to być efekt jakiegoś porozumienia pomiędzy Mińskiem a Zachodem, krajem zachodnim lub grupą krajów - wymiany więźniów na jakieś nowe możliwości dyplomatyczne. Co Łukaszenka mógłby otrzymać w zamian? Może spotkanie z jakąś ważną osobą? W kuluarach szczytu SzOW (Szanghajskiej Organizacji Współpracy) polityk spotkał się z sekretarzem generalnym ONZ, lecz raczej taki targ wydaje się mało prawdopodobny. Na pewno warto obserwować, czy w najbliższym czasie Łukaszenka lub jego nowy szef MSZ Maksim Ryżankou będzie miał jakieś spotkania z zachodnimi urzędnikami wyższego szczebla" - mówi analityk.
Jako jedną z możliwości rozpatruje on "wyprzedzający gest Mińska, coś w rodzaju awansu wobec Zachodu". "Przy takim wariancie maksymalnie naiwne byłoby liczenie na to, że Zachód zareaguje w jakiś znaczący sposób na uwolnienie 18 osób. Oczywiście są pozytywne reakcje i tweety, ale represje poszły za daleko i ich skala jest zbyt ogromna, by to mógł być przyczynek do rozpoczęcia jakichś rozmów np. o zmiękczeniu sankcji" - ocenia Szrajbman.
Odnosząc się do sytuacji na granicy z Polską rozmówca PAP twierdzi, że "wciąż z Białorusi próbuje przekraczać nielegalnie granicę ok. 500-600 migrantów w ciągu tygodnia". "Ta liczba zmniejszyła się, więcej migrantów kieruje się teraz na granicę z Łotwą. Mińsk uważa to za deeskalację, Polska zapewne nie, o czym świadczą utrzymujące się nasilone kontrole tranzytu towarów i żądania przerwania napływu migrantów, a także uwolnienia Andrzeja Poczobuta" - mówi Szrajbman. "Zobaczymy, co będzie dalej. Wcześniej mieliśmy już do czynienia z sytuacją, gdy potok migrantów zmniejszył się, ale potem znowu wzrósł" - przypomina analityk.
Niezależny portal Nasza Niwa ocenił, że możliwe zawieszenie przepływu towarów przez granicę jest "głównym instrumentem nacisku ze strony Polski na władze Białorusi". Polska próbuje zatrzymać kryzys migracyjny na granicy i doprowadzić do uwolnienia (działacza polskiej mniejszości i dziennikarza, posiadającego obywatelstwo Białorusi) Andrzeja Poczobuta" - dodał portal. Jeszcze jedną sprawą, której domaga się Polska, jest wydanie zabójcy polskiego żołnierza, który zginął na granicy.
Nasza Niwa przypomniała, że temat sytuacji na granicy podejmował podczas wizyty w Chinach prezydent Andrzej Duda. Później Polska wysłała Białorusi sygnał, którym były szczegółowe kontrole w terminalu w Małaszewiczach przy granicy z Białorusią, ważnym zwłaszcza dla transportu towarów z Chin.
Jak podkreślili opozycyjni dziennikarze, w kolejnych dniach zmniejszyła się liczba migrantów atakujących polską granicę. Nasza Niwa przekazała również, że władze Białorusi miały - według nieoficjalnych informacji obrońców praw człowieka - zwolnić około 20 więźniów politycznych, jednak z dostępnych białoruskim mediom danych wynika, że nie było wśród nich Andrzeja Poczobuta.
Szrajbman przyznaje, że "Łukaszenka nigdy nie zbliży się do punktu, który mógłby stworzyć dyskomfort dla Pekinu". Relacje białorusko-chińskie ocenia jako bardzo dobre, chociaż z oczywistych przyczyn nacechowane dużą asymetrią.
"Pekin ma narzędzia, ale nie musi ich używać, bo w relacjach nie ma konfliktu, co potwierdza przyjęcie Białorusi do SzOW. Dla wpłynięcia na Mińsk wystarczy aluzja, a taką aluzją mogło być oświadczenie MSZ po spotkaniu Andrzeja Dudy i Xi Jinpinga z prośbą o deeskalowanie sytuacji" - dodał Szrajbman.
Jego zdaniem Pekin chce, żeby chińskie towary bez problemu przekraczały granicę z UE. Poza tym obejmująca Białoruś Inicjatywa Pasa i Szlaku to kwestia wizerunkowo ważna dla chińskiego przywódcy.
Białoruś chce uregulować relacje z Polską i Litwą - oświadczył we wtorek Alaksandr Łukaszenka. Jednocześnie białoruski lider utrzymywał, że Białoruś musi być czujna i "trzyma broń w gotowości". Dzień wcześniej szef białoruskiego MSZ Ryżankou także przekonywał, że "Białoruś jest gotowa do dialogu z Polską w sprawie sytuacji na granicy". Jednocześnie zarzucił stronie polskiej brak chęci do dialogu i "stawianie żądań politycznych".
Według Szrajbmana są to "dość dyżurne" tezy białoruskich władz. "Słyszymy je regularnie co kilka tygodni. Z jednej strony to deklarowanie gotowości do +równoprawnego dialogu+ z sąsiadami, z drugiej groźby, deklaracje o przemieszczaniu wojsk, manewrach, broni jądrowej" - konstatuje ekspert.
Rzecznik MSZ Paweł Wroński, pytany o ewentualną poprawę stosunków z Białorusią podkreślił, że Polska czeka na "pierwszy realny krok" ze strony białoruskiej. Przypomniał, że wśród warunków strony polskiej jest zakończenie przez Białoruś ataku hybrydowego na granicę i wydanie zabójcy polskiego żołnierza. Wroński dodał, że znane jest też stanowisko Polski dotyczące więźniów politycznych na Białorusi, w tym Andrzeja Poczobuta. "Czekamy na pierwszy realny krok ze strony białoruskiej" - zaznaczył.