80 lat temu na przedpolach Ankony zginął podporucznik Adolf Bocheński, jeden z najważniejszych polskich pisarzy politycznych w XX wieku. Człowiek niespotykanej odwagi, bohater spod Narviku, Tobruku i Monte Cassino. Jak wspominał go jeden z kolegów – pierwszy intelektualista, który okazał się wzorowym żołnierzem.
W chwili śmierci miał zaledwie 35 lat i uchodził za jeden z najzdolniejszych umysłów swej epoki. Nie musiał być stale na pierwszej linii frontu. Wielu jego rówieśników, ludzi prasy czy kultury, działających w II Korpusie, pracowało w służbach prasowych albo zajmowało się inną działalnością na tyłach. On miał poczucie, że wyłącznie służba żołnierska nadaje sens jego działalności politycznej. Żołnierze uwielbiali „Adzia”, jak go nazywano, gdyż zawsze wymagał przede wszystkim od siebie, dopiero później od innych. Poczucie straty, jaką wraz z jego śmiercią poniosła Polska, było ogromne. „Gdyby selekcja ludzi działała w Polsce tak, jak działać powinna, ten młody człowiek winien był być naszym ministrem spraw zagranicznych, a nie ginąć jako podporucznik pod Ankoną” – napisał Stanisław Cat-Mackiewicz, autor jego barwnej biografii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski W redakcji „Gościa Niedzielnego” pracuje od czerwca 1981 r. Dziennikarz działu „Świat”. Doktor nauk politycznych, historyk. Autor wielu publikacji prasowych i książek – m.in. „Wygnanie” oraz „Agca nie był sam: wokół udziału komunistycznych służb specjalnych w zamachu na Jana Pawła II”.