Milne, Ratzinger i ponowne odkrycie Europy

Mecze piłkarskie są jak przygody Kubusia Puchatka. Euro, mundial, Copa América, UEFA Champions League – niczym nowe rozdziały opowieści „misia o bardzo małym rozumku”.

Fenomen przygód kultowego misia opisuje zarówno liczba pokoleń małych, wiernych czytelników, jak i liczba publikacji doszukujących się w opowiadaniach A.A. Milne’a drugiego, a nawet i trzeciego dna, gdzie odnaleźć można złoty kuferek uniwersalnych prawd. „Szkoła menedżerów Kubusia Puchatka”, „Tao Kubusia Puchatka”, „Kubuś Puchatek i filozofowie” – to tylko niektóre z książkowych propozycji. W tej ostatniej, pisanej piórem Johna Tyermana Williamsa, zmarłego profesora z Oxfordu, autor wysnuwa tezę, że popularny miś to myśliciel wszechczasów, a historyjki z jego udziałem tętnią koncepcjami Platona, Arystotelesa, Kanta, Hegla i wielu, wielu innych. Weźmy taki przykład:

„Musimy z sobą zabrać Prowianty” – mówi Krzyś do Puchatka przed Przyprawą na Biegun Północny. Ten dopytuje: „Co zabrać?”. „Rozmaite rzeczy do jedzenia” – wyjaśnia Krzyś. „Ach! – cieszy się miś i dodaje – Myślałem, że powiedziałeś Prowianty”. A oto i komentarz prof. Williamsa: Jakże wspaniale Puchatek przedstawia walkę z abstrakcją, do której wzywa Gabriel Marcel (w filozofii przedstawiciel egzystencjalizmu chrześcijańskiego – przyp. PS).

Jaki ma to wszystko związek z futbolem? Aby odpowiedzieć na to pytanie, otwórzmy jeszcze raz „Kubusia Puchatka”. Już na pierwszej stronie czytamy zdanie-klucz: „Pewnego razu, bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek, mieszkał sobie Kubuś Puchatek zupełnie sam w lesie”. Pewnego razu, bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek, odbywały się turnieje Euro we Włoszech, w Anglii, w Polsce... Jeśli sięgniemy pamięcią do wielkich imprez piłkarskich (jak tylko daleko kto może), stwierdzimy jedno – w futbolu zmieniło się wszystko i nie zmieniło się nic. Zmieniał się regulamin gry, zmieniały się boiskowe szaty piłkarskich czarodziejów, którzy dziś biegają szybciej, są silniejsi i lepiej zbudowani niż dawniej, czarodziejów, których beczułkowate portfele zamieniły się z czasem w pełne astronomicznych sum konta. Nie zmieniło się jednak to – jak określił to w rozmowie sprzed roku ks. Jerzy Szymik – że futbol jest wciąż jedną z najciekawszych baśni, pełnych morału, z potencjałem kształcenia wiedzy i wyobraźni.

Kończy się piłkarski turniej w Niemczech i nasze ponowne odkrywanie Europy, gdzie nie ma miejsca na abstrakcję (wracając do walki Puchatka vel Marcela). Doprawdy nie ma na nią miejsca, centymetrowy spalony wpłynął przecież na awans Niemców do ćwierćfinału. Odkryliśmy nie tylko to, że system Var nie jest idealny, mimo że jest nieomylny (kolejny paradoks). Okazało się również, iż Hiszpanom – królom środka pola – wyrosły skrzydła, dzięki którym przestała obowiązywać słynna reguła Linekera. Jednak nie zawsze wygrywają Niemcy.

Pewien komentator telewizyjny w trakcie meczu Węgrów ze Szwajcarią stwierdził, że „piłka jest inteligentna, ale niedopompowana, a to bardzo niedobre połączenie”. Przyznajmy, jest w tej frazie sporo z Puchatka, a może i z Sokratesa... „Wiem, że nic nie wiem” – Sokratesem mówiliśmy na pewno, patrząc na metamorfozę Anglików w półfinale. Czy to możliwe, że drużyna reprezentująca kraj, który stworzył futbol, w poprzednim meczu pierwszy celny strzał na bramkę oddała dopiero w 80. minucie? Sokratesem mówiliśmy też w drugim z półfinałów. Zwłaszcza fani z Francji dowiedzieli się, że nic nie wiedzą. Jak to możliwe, że Książę Futbolu (gdyby ktoś nie skojarzył, chodzi o Mbappe) okazał się dość... banalny?

Pewnie można by jeszcze długo wymieniać, co nowego udało się odkryć na Starym Kontynencie. Najważniejsze pytanie dotyczy jednak nie tego, co odkryliśmy, ale dlaczego ponownie ruszyliśmy z tak ogromnym entuzjazmem na tę wyprawę. Skoro turniej odbywał się w Niemczech, oddajmy głos Niemcowi. Otóż ciekawą wskazówkę podsunął Joseph Ratzinger w artykule zatytułowanym „Gra i życie – mistrzostwa świata w piłce nożnej”, a przy okazji wciągnął nas w kolejne paradoksy, gdzie powagę przenika zabawa, a nic nie musieć to wszystko móc.

„Wołanie za chlebem i igrzyskami jest właściwie wyrazem pragnienia rajskiego życia, życia sycącego bez wysiłku i życia spełnionej wolności. Taki jest bowiem cel zabawy: działanie, które jest całkowicie wolne, pozbawione celu i przymusu, a przy tym jeszcze angażuje i wypełnia wszystkie siły człowieka. W tym sensie gra byłaby pewnego rodzaju próbą powrotu do raju: wyjściem ze zniewalającej codzienności i troski o życie do wolnej powagi tego, co nie musi być i właśnie dlatego jest piękne” – pisze późniejszy papież Benedykt XVI.

A my, kibice, skąd w nas przyciągający piłkę magnes? Joseph Ratzinger: „Przyglądając się grze, ludzie identyfikują się z grą i zawodnikami, i w ten sposób sami uczestniczą w byciu razem i przeciwko sobie, w jego powadze i wolności: zawodnicy stają się symbolem naszego życia, co z kolei oddziałuje zwrotnie również na nich: wiedzą, że ludzie widzą w nich i znajdują potwierdzenie siebie samych”.

Na odpowiedź czeka jeszcze jedno pytanie. Gdzie w kraju nad Wisłą leży źródło piłkarskich westchnień, tak wielkiej tęsknoty za finałem, w którym na boisko wybiega już nie polski sędzia, a cała polska drużyna? Gdy nikt nie zna odpowiedzi, z pomocą przychodzi niezawodny Kubuś Puchatek:

Dziwny jest niedźwiedzi ród, że tak bardzo lubi miód. Bzyk-bzyk-bzyk, ram-pam-pam. Co to znaczy? Nie wiem sam.

Milne, Ratzinger i ponowne odkrycie Europy   Reakcja fanów z Holandii w trakcie półfinału Euro 2024. PAP/EPA/Emiel Muijderman

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Sacha Piotr Sacha Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu” od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”.