Nowy Front Ludowy (NFP) wygrał w niedzielę drugą turę wyborów parlamentarnych we Francji, zdobywając według sondaży exit poll od 181 do 215 głosów, nie uzyskując jednak większości bezwzględnej w Zgromadzeniu Narodowym.
Na drugim i trzecim miejscu są obóz polityczny prezydenta Emmanuela Macrona i Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen. „Brak większości dla jakiegokolwiek sojuszu pogrążył Francję w politycznym i gospodarczym chaosie” – skomentowała wyniki agencja Associated Press. „Głęboko niepopularny prezydent stracił kontrolę nad parlamentem (…), a skrajna prawica Marine Le Pen drastycznie zwiększyła liczbę miejsc w parlamencie, ale nie spełniła oczekiwań” – dodała AP.
Z kolei politycy z obozu prezydenta Emmanuela Macrona oświadczyli, że nikt nie może czuć się zwycięzcą wyborów parlamentarnych we Francji, a lider radykalnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (LFI) Jean-Luc Melenchon nie może rządzić krajem. „To oczywiste, że Melenchon i wielu jego sojuszników nie mogą rządzić Francją” – powiedział minister spraw zagranicznych Stephane Sejourne.
Marine Le Pen, przewodnicząca skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) zadeklarowała w niedzielę wieczorem, że słabszy od prognozowanego wynik w II turze wyborów parlamentarnych oznacza tylko „odroczenie” sukcesu jej ugrupowania.
W I turze wyborów Zjednoczenie Narodowe wraz z sojusznikami uzyskało 33,2 proc. głosów, lewicowy Nowy Front Ludowy – 28 proc., centrowy obóz prezydenta Emmanuela Macrona – 20 proc., a prawicowi Republikanie – 6,6 proc.
Po niedzielnej drugiej turze wyborów we Francji prezydent Emmanuel Macron wyznaczy premiera, jednak nie jest związany konkretnym terminem. Znana jest na razie tylko jedna konkretna data: nowy parlament zbierze się 18 lipca.
Frekwencja w drugiej turze o godz. 17 wyniosła 59,71 proc. – poinformowało w niedzielę MSW w Paryżu. Jest to wskaźnik najwyższy od 1981 roku.
– To jest rekord w XXI wieku w wyborach parlamentarnych. Ostatni raz taki wynik miał miejsce jeszcze w latach 80. XX w – wyjaśniał po pierwszej turze wyborów dla „Gościa Niedzielnego” Nathaniel Garstecka. – Później z wyborów na wybory głosujących było coraz mniej. Należy też dodać, że w 2002 roku nastąpiła reforma kadencji prezydenckiej. Skrócono ją z 7 do 5 lat, a dodatkowo ustalono, że miesiąc po wyborach prezydenckich będą odbywały się parlamentarne. To miało być zabezpieczenie większości dla nowego przywódcy państwa. Na fali wznoszącej po wyborach prezydenckich jednocześnie uzyskiwał większość w parlamencie. Konsekwencją było to, że parlament stawał się takim sekretariatem, który miał uchwalać ustawy, które przygotowywał prezydent. Tak to działo przez 20 lat, ale w 2022 roku po reelekcji prezydent Macron stracił jednak większość bezwzględną w Zgromadzeniu Narodowym i musiał rządzić w koalicji. Problem w tym, że system francuski nie jest do tego stworzony. W społeczeństwie zaczęło rosnąć niezadowolenie, a przez to i poparcie dla Zjednoczenia Narodowego. Wygrana tej partii w wyborach do Parlamentu Europejskiego sprawiła, że kraj stał się totalnie niemożliwy do rządzenia. Dlatego prezydent Macron rozwiązał Zgromadzenie Narodowe i rozpisał przedterminowe wybory. Tym samym ostatecznie zostały one oddzielone od wyborów prezydenckich. To na pewno miało wpływ na frekwencję. Wśród obywateli wzrosło przekonanie, że parlament będzie służył do czegoś więcej, że nie będzie tylko zapleczem prezydenta – tłumaczył Garstecka, paryżanin z urodzenia i redaktor platformy „Wszystko co Najważniejsze”.
redakcja/PAP