Tekst Cezarego Gmyza w „Uważam Rze” (nr 19/2011) nie poszerza wiedzy na temat kontaktów śp. abp. Józefa Życińskiego z SB. Wiele zaś w nim insynuacji, stygmatyzujących zmarłego metropolitę.
Sprawa „Tumultu”
Istotną częścią tekstu Gmyza jest prezentacja dokumentu na temat rozpracowania środowiska wydającego w Krakowie podziemne pismo „Tumult”, skupionego m.in. wokół Bogdana Klicha, obecnego ministra obrony narodowej. Dokument został sporządzony 18 października 1988 r. przez zastępcę naczelnika Wydziału IV WUSW w Częstochowie mjr. Zbigniewa Gondka, który informuje swojego kolegę, Naczelnika Wydziału III WUSW w Krakowie, że jest w posiadaniu „jednoźródłowej informacji” na temat ukazania się podziemnego pisma „Tumult”. Dalej w piśmie jest charakterystyka zespołu redakcyjnego, szczegółowe informacje na temat jego posiedzeń redakcyjnych oraz wskazanie, że najbliższe odbywać się będzie w Krakowie przy ul. Szopena 16/5. W tekście jest mowa także o tym, że z pismem współpracują dziennikarze z „Tygodnika Powszechnego”, a „artykuł do druku złożył również ks. J. Życiński”. Mjr Gondek prosi kolegów z Krakowa, aby sprawdzili te informacje nie dlatego, że interesuje go „Tumult”, ale chce sprawdzić wiarygodność swojego „źródła”.
Znam ten dokument od sierpnia 2009 r. i podjąłem wówczas razem z dr. Gontarczykiem próbę jego wyjaśnienia. Niewątpliwie wynika z niego, że pion IV w Częstochowie, a więc ten, który miał „na stanie” także TW Filozofa, posiadał swojego agenta w środowisku „Tumultu”. Gmyz pisze na temat tego dokumentu: „Choć w meldunku wymienione jest nazwisko ks. Życińskiego, to niewykluczone, że źródłem informacji był właśnie on”. Wymowę insynuacji wzmacnia fakt, że w artykule dokument jest publikowany z podpisem: „Jest prawdopodobne, że informacje w nim zawarte pochodziły od TW Filozofa”. Krótko mówiąc, Gmyz nie mając ku temu jakichkolwiek podstaw, insynuuje, że abp Życiński donosił na Bogdana Klicha, który był wówczas jego studentem. Należy dodać, że przytaczany w dokumencie adres mieszkania, gdzie miało się odbywać zebranie zespołu redakcyjnego, jest adresem domowym Bogdana Klicha.
On więc jest kluczową osobą, która na podstawie zawartych w piśmie informacji może ocenić, kto z kręgu jego znajomych mógł być informatorem SB. 17 czerwca 2009 r., wspólnie z dr. Gontarczykiem odbyliśmy rozmowę z min. Klichem na temat dokumentu, który zresztą był mu znany. Min. Klich stanowczo i jednoznacznie wykluczył, aby ks. Życiński był w posiadaniu informacji, które są przedstawione w cytowanym dokumencie. Nigdy nie był u niego w mieszkaniu, nigdy nie uczestniczył w pracach redakcji „Tumultu”, nie znał także adresu domowego jego rodziców, który jest przywoływany w tym dokumencie. Ks. Życiński, który z Klichem miał kontakt w czasie wykładów na wydziale teologicznym, wiedział, że jest on zaangażowany w wydawanie prasy drugiego obiegu i dawał mu do publikacji teksty zdjęte przez cenzurę z „Tygodnika Powszechnego”. Nie jest prawdą, że ks. Życiński, jak pisze Gmyz, obracał się w kręgu ludzi związanych z „Tumultem”. Nie znał tam nikogo poza Klichem. Inny przedstawiciel tamtej redakcji Jan Piekło, z którym rozmawialiśmy 26 stycznia 2009 r., również potwierdził, że ks. Życiński poza Klichem nie znał nikogo z tego środowiska i nie mógł o nim mieć szczegółowych informacji.
Ks. Józef Życiński w stanie wojennym ukrywał w seminarium ściganych przez esbecję działaczy „Solidarności” z Górnego Śląska. Jego publicystyka w „Tygodniku Powszechnym” była odważną rozprawą z marksizmem. Wiele tekstów, które nie mogły się ukazać w pismach pierwszego obiegu, trafiało do prasy podziemnej, m.in. za pośrednictwem Jacka Bartyzela, któremu je przekazywał. W drugim obiegu wydany został także cykl pt. „Listy do Nikodema”, jeden z najważniejszych tekstów lat 80. Sprowadzanie aktywności ks. Życińskiego w tym czasie do insynuacji, że donosił na swojego studenta, dowodzi, że red. Gmyz bardzo chciał, aby nazwisko arcybiskupa zapisało się w pamięci czytelnika w negatywnym kontekście. Temu służą również obrzydliwe i dwuznaczne supozycje, zawarte we wstępie i zakończeniu tego tekstu, że kontakty ks. Życińskiego z SB mogły być następstwem uwikłania kapłana w skandale obyczajowe.
Andrzej Grajewski