Jest tylko jeden warunek skuteczności działania Chrystusa w nas – nasze wewnętrzne przyzwolenie. Bóg kocha nas wolnymi.
W jednej z katechez ks. Dolindo wyjaśniał: „Każda dusza jest przedmiotem szczególnej troski Jezusa Zbawiciela i dla każdej duszy czyni On to, co zrobił dla całej ludzkości: odradza ją w Duchu Świętym, oświeca światłem prawdy, uzdrawia z wewnętrznych chorób, wyzwala z sideł namiętności, przywraca widok Nieba, pobudza do lotów miłości wśród udręk życia, daje czas łaski, czyli łask szczególnych i wyjątkowego miłosierdzia, a także czyni siebie nagrodą i wynagrodzeniem zarówno w wewnętrznych pociechach, którymi ubogaca, jak i w nagrodzie wiecznej”. Jest tylko jeden warunek skuteczności działania Chrystusa w nas – nasze wewnętrzne przyzwolenie. Bóg kocha nas wolnymi.
To jeden z najbardziej poruszających fragmentów Ewangelii. Jezus wraca do ludzi, którzy Go znają i są Mu bliscy, a mimo to nie może niczego zdziałać na ich korzyść. Z powodu ich niedowiarstwa. Nawet najbardziej bulwersujące grzechy mogą zostać przezwyciężone i przebaczone – i w konsekwencji mogą kogoś pchnąć wprost w ręce Boga. Możliwa jest jednak taka postawa w człowieku, która niejako „wiąże Mu ręce”, Bóg natrafia na niewidzialny opór, brak zaufania. Czy nasze pokolenie jest bardziej niewinne od tamtych ludzi z Nazaretu? Dobrodziejstwa, które ludzkości przyniosło chrześcijaństwo, są niezliczone, światło prawdy jaśnieje niezmiennie w Kościele, Boże miłosierdzie wciąż nas przygarnia i nam przebacza, a mimo to wielu z nas wypiera się tego, a nawet prześladuje reprezentantów Boga i Kościoła. Kulturalny i cynicznie uczynny demon z dzieł Leszka Kołakowskiego miał rację w jednej kluczowej kwestii: fundamentalny kryzys naszych czasów i szczególny kryzys dzisiejszych chrześcijan ma niewiele wspólnego z liczebnością, organizacją czy dostępnymi środkami. Jest to kryzys wiary. Wierzymy w Boga czy w Niego nie wierzymy? Płonie w nas ogień miłości do Jezusa Chrystusa czy nie płonie? Bo jeśli nie, to wszystkie nasze dobre intencje na nic się nie zdadzą. A jeśli tak, to wszystko, czego potrzebujemy do wykonywania Jego dzieł, znajdzie się samo, bo On nigdy nie opuszcza swych wybranych.
Szwajcarski teolog Romano Amerio mówił o pladze, która potwornie odmienia nasze myśli i postawy. Chodzi o kształtujące dzisiejszą mentalność przekonanie, że nasze poznanie nie jest w stanie sięgnąć prawdy, co najwyżej wytworzy jej złudny obraz, który w dodatku stale nam się wymyka. Jest to postawa wymierzona w jakąkolwiek pewność. Arcybiskup Westminsteru kard. Heenan zwrócił uwagę na relatywistyczny sceptycyzm, który zaczął dochodzić do głosu w naszym kościelnym języku. „Szalenie trudno jest dziś doprowadzić do tego, by jakiś błąd doktrynalny został potępiony przez hierarchię. Obecnie Magisterium wydaje się jakby niepewne swego, przestaje wskazywać kierunek”. Wielu katolików uważa, że należy nieufnie podchodzić do wszelkiej pewności. Nie dąży do prawdy, lecz raczej do osiągnięcia zgody w spornych kwestiach. A Pan Jezus, który powiedział: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”, wykluczony z gry przez swe dzieci, ubolewa nad ich zarozumiałym niedowiarstwem.
Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem